10 wykonawców, których musisz zobaczyć na Openerze 2015

10 wykonawców, których musisz zobaczyć na Openerze 2015

Line Up Openera jest już zamknięty. Z tego powodu prezentujemy listę 10 wykonawców, którzy naszym zdaniem zasługują na największe uznanie i zainteresowanie.

Ratking

10)Ratking

Co prawda pod względem rapsowania Drake zamiata cały festiwal, ale to Ratking są tu przedstawicielami undergroundu. Świetny zeszłoroczny album, przepiękna kolaboracja z King Krule – Nowojorczycy doskonale radzą sobie w dzisiejszej stylistyce, jednocześnie wybiegając poza ramy i tworząc niebanalne dźwięki. Melodyjność i subtelność niczym Young Fathers, agresja i siła przekazu pokroju Clipping. Śmiało można powiedzieć, że wchodzą do gry.


the prodigy

9)The Prodigy
Prodigy w Polsce to nic nowego, są jak co roku. Nowy album niestety jest słaby i miałki, ale że chłopaki robią zawsze przednią wixę to na pewno i nowe kawałki sprawdzą się niezawodnie. I jeśli ktoś nie miał okazji zobaczyć tego wciąż legendarnego zespołu na żywo, to obowiązkowo musi to zrobić.


8)Refused
Coś drga w obozie Hardcore punk co sprawia, że gatunek ten oraz inne mu pokrewne, wchodzą powoli do obiegu publicznego. Kto by pomyślał, że taki zespół zagra na Openerze? Refused jest dla punku kultowy i kluczowy ze względu na brzmienie i aspekt kompozycyjny – taki, który pozwolił na nowo spojrzeć na to jak tworzy się ten gatunek. O wpływie The Shape Of Punk To Come na rozwój punku można sporo poczytać, ale przede wszystkim to po prostu słychać, nawet jeśli jest się punkowym laikiem. Oprócz tego formacja, która powraca po rozpadzie i długiej przerwie, no i jedyna okazja by na Openerze posłuchać czegoś hardcore’owego.


thurston-moore

7)Thurston Moore
Na pewno najwybitniejszy gitarzysta z całego tegorocznego line-upu. I nie chodzi tu już nawet o Sonic Youth i wkład w muzykę gitarową, jaki ten człowiek ze swoim macierzystym zespołem zrobił. Jego nowy twór, The Best Day, jest naprawdę świetną płytą, która mogłaby być spokojnie nagrana pod szyldem wspomnianego zespołu. Trudno uwierzyć, ale Thurston ma już 56 lat, choć dalej wygląda na 25, a na scenie wciąż potrafi srogo przypierdolić. Jeśli chcecie zobaczyć jak facet po przejściach, po rozwodzie i rozpadzie zespołu czochra gitarę w mistrzowski sposób, to przyjdźcie!


jonny

6)Jonny Greenwood & London Contemporary Orchestra
Oprócz tego, że jest gitarzystą najlepszego zespołu na świecie, to w połączeniu z orkiestrą tworzy swoją wizję muzyki awangardowo-filmowo-klasycznej. Jego folgowanie ze światem klasycznym objawiło się przy wielu okazjach: nagranie soundtracków do filmów „Aż poleje się krew”, „Mistrz”, Norwegian Wood”, oraz kolaboracje ze Stevem Reichem czy Pendereckim. Występ na Openerze będzie przekrojem tych dokonań i – jak muzyk zapowiedział – nikt nie wie co tak naprawdę zagrają na danym koncercie.


 

Faithless

5)Faithless
Od zawsze mieli status zespołu kultowego, ikony brytyjskiej elektroniki. Ich popularność spokojnie można porównać do Massive Attack czy Chemical Brothers. Oficjalnie rozpadli się w 2011, a teraz powrócili na swoje 20lecie, więc tym bardziej warto się im przyjrzeć. Powodem są też ich koncerty stojące na bardzo wysokim poziomie – używają bardzo rozległego instrumentarium dzięki czemu potrafią rozbudować swoje utwory, a nie tylko stać za konsolą i dogrywać syntezatory.


drake-cover-650

4)Drake
Drake wywołuje ogromne kontrowersje. Podzielił słuchaczy ze środowisk komercyjnych jak i alternatywnych na fanów i antyfanów. Jedni uważają go za genialnego rapera, który konsekwentnie trzyma poziom muzyczny, jednocześnie będąc na topie komercyjnych list przebojów. Inni zaś mają go za narcystycznego kasiastego dupka i nieudolnego wyjca z nieciekawymi podkładami. Prawdą jest na pewno, że to bardzo ciekawa postać na mapie komercyjnego rapu, która jednego dnia może zrobić słodziutki utwór soulowo-elektroniczny, żeby za chwilę wbić z taką powagą i surowością, aż strach. Dziwi mnie trochę oburzenie niektórych, że to on ma status headlinera bo co jak co, ale na to sobie akurat zasłużył.


Modest-Mouse

3)Modest Mouse
Bo są fajni. A tak na poważnie, to oczywiście „The Moon & Antarctica”. I to, że mimo wydania tego epickiego dzieła, mimo ogromnego aplauzu ze strony znawców i dziennikarzy, mimo gwałtownie rosnącej popularności – zostali sobą. Ziomkami z Ameryki, z gitarami i wytartymi koszulami, którzy pięknie opisują prostotę życia codziennego. Na żywo także jest moc, wystarczy obejrzeć ich koncert z Coachelli 2013. Zapomnijcie o Kasabian, pierwszorzędną indie kapelą na tegorocznym Openerze jest Modest Mouse!


SwansLive

2) Swans
Dawno nie mieliśmy czegoś takiego w muzyce. Powrotu zespołu, który za swoich czasów świętował triumfy, zdążył stać się legendą, rozpaść się, by powrócić po 12 latach w jeszcze lepszej odsłonie, w jeszcze lepszej formie. Biorąc pod uwagę, że zespół opierał się na małżeństwie Michaela Giry i Jarboe a następnie rozpadł się właśnie przez ich rozstanie, wiele osób skreśliło nowe Swans uznając, że Gira bez Jarboe podcina gałąź, na której siedzi. Jakież było zdziwienie ludzi kiedy okazało się, że nowi współcześni Swansi potrafią nagrywać jeszcze lepiej niż w latach 80tych. Koncertowo są prawdopodobnie najlepsi. Każdy ich występ na żywo to totalny mistycyzm, pokaz męstwa i przywództwa. Budują napięcie i swoje monumentalne kompozycje porażającą głośnoscią. Pomiędzy muzykami wyczuwalna jest pewnego rodzaju więź, jakaś moc, która wytwarza się w momencie grania. Wszystko to na naszych oczach. Bardzo ciekawi mnie czy publiczność Openera wytrzyma 2 i pół godziny noise’ów i drone’ów przeplatanych ryczeniem Giry. Będzie to na pewno trudne doświadczenie, ale każdy kto się tego podejmie wyjdzie z koncertu odmieniony.


 

dangelo_and_the_vanguard_black_messiah_4

1) D’Angelo
Zaraz po Swansach jest to powrót równie mocno ekscytujący, dla wielu zapewne o wiele bardziej. D’Angelo nazywany Bogiem nowego soulu, powrócił bez jakichkolwiek zapowiedzi z nowym albumem tuż pod koniec ubiegłego roku. Z tego powodu nie zdążył wkraść się na wszystkie roczne podsumowania, ale tam gdzie się znalazł zniszczył całą konkurencję. Black Messiah od kopa można uznać za twór wybitny i wieńczący trylogię dyskograficzną artysty. Krążek ten można by porównać do powrotu My Bloody Valnetine – to album taki, który obiera nowe muzyczne rozwiązania i nowe ścieżki jednocześnie wykorzystując poprzednie dokonania i brzmienia. Niesamowite w jaki sposób odnalazł się na współczesnej scenie soulu czy rnb i zachował przy tym siebie, swoją osobowość i klasę. Warto było czekać te 14 lat, które podsycane były co jakiś czas małymi skandalikami artysty związanymi z narkotykami czy seksem. D’Angelo jest postacią wybitną, łączącą artystyczny bunt, wrażliwość i emocjonalność razem z jakością muzyczną na najwyższym poziomie. Ideał? Sprawdzimy na żywo!