Skalpel – Transit

Skalpel – Transit

– Mnie się wydaje, że problem polega na tym co oni naprawdę robią, kiedy niby grają ten jazz… Czy tylko grają czy coś jeszcze?

– Niby co?

– No właśnie, co?!

Istnieje pewien odgórny niewidzialny system, w którego skład wchodzą media oraz słuchacze, a który nadaje znaczenie, a czasem nawet i wartość danemu wykonawcy. To właśnie ten system nazwał Kamp! najlepszym polskim produktem, który można wysłać na zachód, Zamilską nadzieją polskiej elektroniki, a o Skalpelu zwykło się mówić „Polacy w Ninja Tune”. I czy tym wszystkim wykonawcom się to podoba czy nie, taka łatka została im nadana, wieść poszła w świat i do słuchaczy. Może właśnie z tego powodu najnowsza płyta Skalpela nie została wydana w Ninja Tune, żeby ludzie zapomnieli o wytwórni i skupili się na muzyce? Mimo to, dalej pojawia się problem narodowościowy i możliwe, że głębszy niż w przypadku innych polskich wykonawców. Skalpel do tworzenia utworów używał sampli z polskiego jazzu, co już samo w sobie jest promocją polskiej muzyki, a dodatkowo, robili to świadomie. Mimo, iż duet zaprzecza jakoby samplował polski jazz z pobudek narodowościowych, to właśnie ten odgórny system nadał im taką łatkę. Choć i tak promocja polskiej muzyki nie została szczególnie przez nich wykorzystana.

Tak, wiem, że Transit wyszedł już jakiś czas temu, a ja recenzję skończyłem dopiero teraz. Każdy album ma to do siebie, w większym lub mniejszym stopniu, że najlepiej słucha się go w danej porze roku i przy danej pogodzie. Czy ktoś potrafiłby słuchać ”Untrue” Buriala w piękny letni dzień przy temperaturze 30 stopni? Nie sądzę, przynajmniej ja nie. Patrząc 10 lat wstecz do pierwszych dwóch płyt Skalpela, poczujemy atmosferyczną różnicę pomiędzy nimi a Transit. ”Skalpel” i „Konfusion” to albumy bardziej zadymione, duszne i brudne, przywołujące do wyobraźni obrazy równie ciemnych jazz clubów. Przy Transit mam nieodparte wrażenie, że duet wyszedł z ciemności na rzecz słonecznych i ciepłych ulic. Z tego też powodu spóźniona recenzja. Cały zimny i ponury październik czekałem na słoneczne dni, żeby w idealnym momencie wejść w klimat płyty. Już wydana w maju Epka ”Simple” zapowiadała, że Igor i Marcin raczej nie odejdą ze swojej znanej stylistyki i pozostaną w świecie samplowanego jazzu i downtempo. Ja sam miałem nadzieję, że pójdą w stronę remixów jakie stworzyli na potrzeby Sacrum Profanum; do dziś remix Pendereckiego pozostaje moim ulubionym utworem duetu. Dostaję więc Transit i – jak to się mówi – czuję się jak w domu! Od razu wiem gdzie co jest i jak najbliższe 45. minut się ułoży. Dźwięki są tu o wiele bardziej wyraziste niż na poprzednich płytach, jakby lepiej brzmiące i lepiej wyprodukowane, przez co nie ma już tego brudu, o którym wspomniałem. Czy jest to zaleta czy wada, to już każdy z osobna sobie odpowie według własnego gustu. Są utwory, które absolutnie mnie zauroczyły. Mój ulubiony „Surround”, na myśl przypominający produkcje Bonobo jak np. „Reccuring”. „Sound Garden” hipnotyzuje ze swoim typowo trip hopowym rytmem; pamiętam, gdy grali ten utwór na Audioriver, bez reszty odleciałem. Znany nam już „If music was that easy”, kawałek, który także genialnie sprawdza się na żywo, zagrany na Tauronie sprawił, że niemal się popłakałem, poczułem duszę i piękno tego zespołu. Obok „Sculpture” jest to ich obecnie najpopularniejszy utwór. Byłem na nich już ze 4 razy w nowej odsłonie i żadnego razu nie żałuję, każdy ich koncert jest wyśmienity, z jednej strony do pobujania, a z drugiej, oddaje wrażliwość muzyczną, która zawarta jest na albumach.

Po 10 latach przerwy niektórzy spodziewali się rewolucji, pięciu kroków na przód. Skalpel pokazał natomiast, że robią swoje, że otworzyli kolejny rozdział swojej twórczości, nie zapominając o poprzednich dokonaniach, tym samym zdobyli nowych słuchaczy, i to jest fenomen tego duetu. Mam znajomych niezorientowanych za bardzo w temacie muzycznym, którzy z nu jazzem nie mieli nigdy styczności, a Skalpel trafił perfekcyjnie w ich gusta. Magia samplingu?

Stoją w opozycji do tradycyjnego jazzu, który w dzisiejszych czasach stał się kalką samą z siebie i niestety, traci na znaczeniu. Transit to dobry album, co prawda w mojej skali nie przebija debiutu z 2004 roku, ale bez wątpienia jest to ich najdojrzalsze i przemyślane dzieło.

– A może… może jazz jest dla nich czymś więcej niż muzyką?

 OCENA: 7.8

https://www.youtube.com/watch?v=rOnBuq8ogh8