Podczas wywiadu, którego udzielił nam duet Skalpel, poruszyliśmy razem bardzo ciekawą kwestię. Cytując Marcina Cichego: „Muzyka straciła swoją osobowość i nie ma osób charakterystycznych, które potrafiłyby wyeksponować swoją osobowość tak, jak żaden artysta tego nie zrobił.” Skłoniło mnie to do pewnych refleksji – na przestrzeni 20 lat starałem się wyszukać kogoś, kto byłby tak charakterystyczny jak David Bowie, The Cure, Miles Davis czy Wu Tang Clan. Wtem zauważyłem, że nie szukam wśród muzyków elektronicznych. Czy naprawdę nikogo takiego nie ma? Okazało się, że pominąłem jedną z najbardziej kluczowych postaci…
Aphex Twin to człowiek, który potrafił w muzyce elektronicznej stworzyć swój charakterystyczny świat. Jego pierwszy i chyba największy triumf to oczywiście Selected Ambient Works 85-92 (wnioskując z nazwy albumu, pierwsze utwory powstały gdy Richard miał zaledwie 14 lat). Kluczową cechą albumu było połączenie klubowej energii, chwytliwych melodii i ambientowych brzmień. Z perspektywy czasu możemy zauważyć, że SAW ma te 20 lat, choćby ze względu na to, że jest o wiele cichszy niż współczesne produkcje. Wraz z Bricolage’em Amona Tobina i Endroducing Dj’a Shadowa, SAW stał się kolażem pokazującym, że swoje opus magnum można zrobić w domu. I takiego też Richarda znamy, samotnego nerda w długich włosach, dbającego o prywatność, zafascynowanego elektroniką i jej możliwościami. Zauważyliście, że największy muzyczny rozpierdol robią osoby na co dzień bardzo ciche? Aurę tajemniczości wokół niego tworzy dodatkowo zamiłowanie do wydawania muzyki pod różnymi pseudonimami: AFX, Polygon Window, The Tuss, GAK, Bradley Strider, Power-Pill, czy ostatnio odkopane wydawnictwo Caustic Window(nagrane jeszcze przed SAW). Mimo iż jego muzyka z biegiem lat stawała się mniej odkrywcza, ludzie czerpali z niego inspiracje właśnie za sprawą świata, który wokół siebie wykreował.
Od ostatniego albumu minęło 13 lat. Im więcej czasu mija od czegoś, co kiedyś było wielkie/ważne, tym większy mit tego czegoś rośnie. Przez sierpień mięliśmy okazję podziwiać najlepiej przygotowaną akcję zapowiadającą album, w ciągu ostatnich lat. Zaczęło się od sterowca z logiem Aphexa, który ni stąd ni zowąd nawiedził Londyn i nad nim sobie dryfował, potem doniesienia z NYC gdzie w różnych zakątkach miasta można było znaleźć wymalowane logo, następnie wrzucona za pośrednictwem sieci TOR informacja o nowym albumie i jego trackliście. Wszystko to budowało tak niesamowite napięcie, że każdego dnia przegrzebywałem internet w poszukiwaniu nowych informacji o SYRO. Hype rósł i rósł… Stawiam też na to że fakeowa wersja Syro, krążąca po sieci, także jest albumem Ryszarda. W jednym z wywiadów jakich udzielił ostatnio, przyznał, że nie miał pojęcia jak bardzo ludzie czekają na jego muzykę i że w ogóle się nim jeszcze interesują. Wydaje się, że jest lekko odklejony od rzeczywistości, ale cóż się dziwić, od 8 lat mieszka w małej Szkockiej wsi i podobno nawet nie ma telefonu komórkowego. Podejście Aphexa do światowego postępu jest równie interesujące co jego muzyka. Potępia on social media i uważa, że najlepsza muzyka to taka, do której dostęp mają nieliczni bo dzięki temu jest nieskalana i nie skopiowana. Ale czy to dobrze żyć ciągle w latach 90-tych, Rysiu?
Przez 3 lata budował studio w Szkocji(jedno z jego wielu zresztą) i w pewnym momencie zrozumiał, że budowanie studiów jest dla niego ciekawsze niż samo tworzenie muzyki, bo dzięki temu poznaje możliwości tego co może w muzyce zrobić w ogóle. Większość fanów zapewne myśli, że przez taki szmat czasu nic nie wydawał, bo nawet nie nagrywał. Błąd! Aphex Twin ciągle nagrywa. Jak sam przyznał, ma ogromną stertę nagrań składających się na wiele płyt, jednak nigdy nie wie, jaki powinien być wyznacznik porządkowania utworów: studio w którym je tworzył, miejsce w którym żył czy lata w których je produkował. Syro powstało właśnie w podobny sposób – kompozycje na nim zawarte pochodzą z różnych lat i różnych studiów. Większość tych które zrobił w przeciągu 5 ostatnich lat nagrał w 6 różnych studiach, jak sam wspomina, zawsze chciał pobyć w jednym te przysłowiowe 5 minut, ale zawsze szybko się nudził. Syro ma kształt morfingu, płynności czy też mutacji. Utwory przybierają różne figury wynikające z siebie nawzajem. Z początku każdy brzmi byle jak i jest w nie ładzie, dopiero później pojawiają się melodyjne motywy, niektóre wybrzmiewają raz najwyżej dwa i znikają. I do tej melodyjności Aphex Twin na Syro powrócił. Oprócz melodyjek znajdziemy tu wiele cech typowych dla kompozycji Richarda, szybka połamana linia perkusyjna, zdecydowane analogowe ścieżki, posamplowane wokale, w tym jego żony mówiącej po rosyjsku (z pochodzenia jest Rosjanką), jego dzieci, a nawet jego samego. W swoim brzmieniu album jest absolutnie spójny, z jednej strony to dobrze, z drugiej jeśli weźmiemy pod uwagę w ilu studiach był nagryway czy masterowany, siłą rzeczy brzmienie powinno być różnorodne. Co ciekawe, rozmieszczenie miejsc, w których tworzył album, nie wpłynęło na jego proces kompozycyjny, który w jego przypadku jest stały. Droga, jaką przejdą utwory jest długa, od momentu kiedy ich pierwotny szkielet zostanie stworzony, poprzez to gdy zostaną zmiksowane i zmasterowane, jest masa zmian i obróceń strukturalnych, dzięki temu Syro jest wymagające i trzeba poświęcić mu dużo czasu aby oswoić się z każdym dźwiękiem.
W limitowanej edycji albumu możemy odnaleźć listę urządzeń, instrumentów i efektów z których zbudowane jest Syro, jednak jak sam artysta przyznaje, nie ważne czego używasz, lecz co z tego zrobisz. Aphex Twin wydaje rzadko, bo wiele eksperymentuje. Jeśli coś co w jego mniemaniu zostało wyeksploatowane eksperymentalnie, wtedy jest gotowe do wydania. Tak właśnie jest w przypadku Syro. IDMy na wzór lat 90-tych oblane zmasterowanym sosem w roku 2014. Ja to kupuję, gdyż tą płytą Rich nie chciał nam robić rewolucji, chce powiedzieć: Hejka, wróciłem do gry.
OCENA: 8.0/10