Ksywę jednego producenta, wszyscy hip-hopowi eksperymentatorzy wymieniają z nabożną wręcz czcią. Czy ich twórczość nazywana jest wonky czy glitch; czy pochodzą z Kalifornii czy Szkocji; czy narzędziem ich pracy są syntezatory czy adaptery; James Yancey – znany lepiej jako J Dilla – jest ojcem chrzestnym ich brzmienia. W jego dorobku natomiast znajduje się płyta, która stanowi jeden z fundamentów pod prężnie dziś działającą scenę bitową.
J DILLA
Ruff Draft
Stones Throw
Od kiedy J Dilla zaczął w tak charakterystyczny sposób ciąć sample? W którym momencie pojawiły się w jego twórczości te brudne, trzeszczące syntezatory? Co było przełomem na muzycznej drodze producenta z Detroit? 2003 rok. Wydana przez własnoręcznie założony label – Mummy Records, winylowa epka. Dystrybuowany przez niemiecki Groove Attack „Ruff Draft”. Znacie? Nie? Dzięki Stones Throw macie okazję nadrobić zaległości. Jay Dee chciał, żeby ta płyta zajęła w naszych odtwarzaczach miejsce zarezerwowane kiedyś dla – znanych nam z młodzieńczych lat, przesłuchiwanych setki razy – kaset. „For my real niggaz only”. W mówionym intro James Yancey zaznaczył, że kieruje ten materiał tylko do prawdziwych fanów. Co miało być eksperymentalnym, limitowanym projektem, wytyczyło drogę następnym płytom genialnego beatmakera. Jaylib nigdy nie zabrzmiałby tak surowo, gdyby nie uprzedzająca go epka. Gdyby nie „Ruff Draft” nie sycilibyśmy się dzisiaj wyśmienitymi „pączkami”. Choć jestem szczęśliwym posiadaczem oryginału to wzbogacony, zremsterowany reedit już enty raz płynie z głośników. Zwrotkę Guilty Simsona i sampel do „Get Wild” znam na pamięć. Podobnie, jak znałem pierwszy Wu-Tang, który miałem właśnie na kasecie.