Wielu z nas myśli o wydaniu własnego materiału muzycznego. Nie ważne czy będzie to krótka EP-ka, jakiś dłuższy materiał czy choćby pojedynczy kawałek wrzucony na naszego małego, tonącego w odmętach internetu Soundclouda. No cóż, marzenia są marzeniami, a katowickiego artystę Wudeca od dużej rzeszy ludzi oddziela to, że właśnie jedno udało mu się zrealizować… I to jeszcze jak!
Open Doors miała swoją premierę 16 maja tego roku i wszystko, co się na niej znajduje to dzieło dwóch ludzi: Łukasza Poleszaka aka Wudeca (muzyka, mastering, produkcja) oraz Kingi Lewandowicz (layout, grafika). Fakt, że cały gotowy produkt, który trzymamy w dłoni to dzieło tak niewielkiej liczby osób, wspominając tutaj oczywiście, że płyta wydana została bez udziału wytwórni, nadaje płycie bardzo intymny klimat. Sam Wudec zaznacza, że chciał wszystko robić po swojemu, bez żadnych sztucznych relacji, w zaciszu własnego zakręconego umysłu i rad bliskiego grona przyjaciół. Produkt wyjściowy ani przez chwilę nie sprawia wrażenia sztucznego. Odczuwalny jest tutaj brak w pełni profesjonalnego masteringu, co absolutnie nie jest żadnym zarzutem, ponieważ te wszelkie brudy nadają jeszcze więcej klimatu. Na płycie znajdujemy jedenaście utworów, które wpasowują się w zamysł Wudeca, który dość sprytnie łączy techno, deep house, witch house, trap i psychodelę, co ostatecznie zlewa się w jeden specyficzny podgatunek, który sam autor nazywa Trippintronic. Łukasz sam o sobie mówi, że jest szamanem, tylko takim współczesnym. Trudno mu nie przyznać racji. Obok tych kompozycji nie można przejść obojętnie. Jak na tak młodego producenta są one naprawdę dobrze dograne i tworzą specyficzny klimat. Moim zdecydowanie ulubionym utworem jest 'Where future is’, które polecam do odsłuchu każdemu koneserowi ciekawych brzmień i crossoveru gatunkowego. Uważam, że pełną wrażliwość i esencję tego utworu najlepiej można uzyskać wybierając się w nocy na wycieczkę rowerową poza miasto, a już w ogóle najlepiej do lasu.
Co jeszcze można powiedzieć o tej płycie? To kawał solidnej roboty, która ma naprawdę niewiele gorszych momentów. Jedyne co mogę poradzić to przyjęcie zaproszenie od Łukasza, wsparcie jego działalności artystycznej poprzez zakup płyty oraz wzięcie udziału w szalonej podróży poprzez różne płaszczyzny umysłu jednego z najbardziej pozytywnych szamanów naszych czasów! Ta płyta ma w sobie wszystko, co sprawia, że chce się do niej wracać: ciekawe kompozycje, zabawę gatunkami, niepowtarzalny klimat i jeszcze jedno: fenomenalnie brzmi na żywo! Mimo pewnych niedociągnięć przy masteringu, daję tej płycie solidną ósemkę!
8/10