Jeśli szukasz rozpoznawalnych w szerszych kręgach artystów ten festiwal nie jest dla Ciebie – chyba właśnie takim mottem kierowali się organizatorzy tegorocznego festiwalu Red Bull Music Academy Weekender, który po raz trzeci odbywał się w salach Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Przez 4 dni mieliśmy okazję zwiedzać piękne zdobione sale PKiN w których organizatorzy ulokowali 5 różnych scen na gdzie już od czwartku można było zobaczyć selekcję tego, co w muzyce najlepsze.
Zacznijmy od początku. Pierwszym występem otwierającym całe przedsięwzięcie był koncert łączący dwie wytwórnie Lado ABC oraz U Know Me Records. Było to niesamowite połączenie, ponieważ artyści obu wytwórni wymienili się repertuarem i zagrali numery we własnych, niepowtarzalnych aranżacjach. Dla osób śledzących obie wytwórnie było to nie lada przeżycie, bo oprócz świetnie nagłośnionej sali Teatru Dramatycznego mieli okazję posłuchać znanych numerów w nietypowych wykonaniach.
Piątkowy wieczór rozpoczął się od koncertu rodzimych zespołów JAAA! oraz Małpa Live Band, które niestety ominąłem i dotarłem dopiero na występ bardzo dobrze mi znanego, londyńskiego artysty, który w 2013 roku nakładem Deep Medi Music wydał genialną płytę Long Live The Jazz – mowa tutaj o Swindle. Dzięki niesamowitej swobodzie i luzie na scenie jego zespół składający się z perkusisty, sekcji dętej oraz samego Swindle położył na łopatki publikę Teatru Studio! Kolejnym Artystą występującym na tej samej scenie był Andy Stott, od którego nie wymagałem zbyt wiele… ponieważ jego muzyka średnio wpada w moje gusta. Kolejnym ciekawym dla mnie artystą był Stormzy, który pomimo młodego wieku zyskał szacunek londyńskiego Croydon. Jego występ na wielkiej sali PKiN trochę nie pasował do cieżkiego i brudnego grime’u, jednak całość została obroniona z powodu świetnego soundsystemu i świateł.
Kolejnym artystą o którym warto wspomnieć był Rhythm Baboon, który rozkręcił imprezę w Bar Studio. Bardzo ciekawy, zróżnicowany i świetny technicznie set znacznie lepiej wypadł od występu samego DJ Paypal, któremu Rhythm Baboon podgrzewał parkiet. Tym samym warto pamiętać o tym, że nie samymi zagranicznymi artystami festiwal żyje i wspomnieć o scenie open-air umiejscowionej przed samym Pałacem Kultury. Piątkowa noc należała do Envee, Jealo, Hory i Misty, którzy oddali hołd zmarłemu przed rokiem Maceo Wyro (Warsoul). Piątkowa noc była przeglądem płytoteki, którą pozostawił po sobie Maceo.
Sobotnie występy zacząłem od koncertu zespołu SONAR, świeżej grupy założonej przez odpowiedzialnego między innymi za RYSY oraz Sonar Soul – Łukasza Stachurko. Po wydaniu w U Know Me Records numeru pt. Vega wiedzieliśmy, że koncert będzie czymś wyjątkowym. W tym temacie nie myliłem się. Koncert wypadł genialnie. Do końca wieczoru pozostało mi jeszcze kilku artystów, których bardzo chcieliśmy zobaczyć. Warto tutaj wspomnieć o genialnym koncercie Robota Kocha, który zaskoczył ilością osób na scenie. Spodziewałem się live acta w jednoosobowym składzie, a wysłuchałem występu dopełnionego o wokal na żywo w wykonaniu Delhia De France oraz sekcji składającej się ze skrzypiec oraz kontrabasu.