‘Must have’. Co sezon inne. Były już kwiatki, maxi torby, itd. Co chwilę kapryśna moda zmienia swoje upodobania, prezentując nowe rzeczy, które musisz mieć. Co innego ‘must do’, które od 1994 roku jest jedno – Sónar Festival.
Trzy dni spędzone w słonecznym sercu Katalonii mogą przyprawić o zawrót głowy. Olbrzymie ilości słońca, swobodna, niewymuszona atmosfera i znakomita muzyka tworzą perfekcyjną całość.
Do rzeczy. Na początek niesamowity line-up. Poprawka. Miażdżący line-killer-up. Mnogość zaproszonych wykonawców pozwala na dowolne eksperymentowanie z preferowanymi gatunkami muzycznimi. Szeroki wachlarz, prezentowany na festiwalu, gwarantuje, że ani przez chwilę nie zaznasz monotonii.
Wybór jest imponujący. Z jednej strony starzy wyjadacze jak Fatboy Slim, The Roots czy New Order, przyciągający na swoje występy tysiące widzów i są niejako jazdą obowiązkową każdego fana muzyki. Gwiazdy tego formatu warto zobaczyć chociażby ze względu na historię, którą są i na wpływ, jaki miały na obecny kształt sceny muzycznej.
Główną siłą sonarowego line-up’u są artści, którzy wyznaczają aktualne trendy muzyczne. Wymieniać można długo. Wśród nich warto wspomnieć o Modeselektorze, który zagrał niesamowitego seta-petardę, Amon Tobinie i jego świetnej wizualizacji, czy Flying Lotusie, którego charyzma jest w stanie nakłonić do tańca nawet najbardziej opornych podpieraczy ścian. Dalej Untold, James Murphy, Mary Anne Hobbs b2b Blawan, Jacques Greene, Metronomy to tylko niewielki ułamek tego zdumiewającego line-up’u.
Na sam koniec warto wspomnieć o artystach, którzy dopiero zyskują uznanie w muzycznym świecie. Adepci młodej, eksperymentującej elektroniki z pewnością nie byli zawiedzeni. Wręcz przeciwnie.
Sonar jest festiwalem niezwykle rozbudowanym. Nie da się zobaczyć wszystkiego, czasem trzeba pójść na ustępstwa i kompromisy. Można też próbować się skolonować (jeśli ci się uda, koniecznie do nas napisz). Ja jednak zaliczam to zdecydowanie na plus, ponieważ obfitość występów daje dużą swobodę wyboru.
Festiwal podzielony jest zasadniczo na dwie części: Sonar by Day oraz Sonar by Night.
Część dzienna za swą siedzibę obrała Muzeum Sztuki Współczesnej – MACBA, w samym centrum miasta. Na terenie muzeum rozmieszczonych było kilka scen, stoiska, wystawy. A wszystko to zatopione w beztroskim, pogodnym klimacie wakacyjnego pikniku. Zachwycała mnogość barw, narodowości, sposobów bycia. Kalejdoskop osobowości stanowił niewątpliwie piękną oprawę dla całego wydarzenia.
Niewielkim minusem Sonar by Day, była lokalizacja sceny Red Bull Music Academy. Cieszyła się ona wielką popularnością, która chyba przerosła oczekiwania organizatorów. Do usytuowanej bardziej na tyłach sceny prowadziło niewielkie przejście przez muzeum, gdzie co chwilę tworzył się olbrzymi korek. Nie psuło to jednak ogólnej atmosfery wyśmienitej zabawy i relaksu.
Sonar by Night zlokalizowany był w gigantycznym centrum wystawowym na peryferiach miasta. Odległość nie stanowiła jednak żadnego problemu, ponieważ w pobliże miejsca festiwalu kursowało metro oraz autobusy festiwalowe.
Wykorzystanie przestrzeni robiło wrażenie. Trzy olbrzymie sceny z perfekcyjnie rozplanowaną akustyką. Imponujące. Olbrzymi hall mieszczący dobrze zaopatrzone zaplecze gastronomiczne oraz sanitariaty, do których wcale nie trzeba było stać w kolejce. Wszystko przemyślane, logiczne. Nie zabrakło również zabawnych akcentów, jak na przykład SonarCar – didżejki umiejscowionej tuż przy torze dla samochodzików elektrycznych prosto z wesołego miasteczka.
Część nocna festiwalu była naprawdę gigantyczna, co powodowało czasami nieprzyjeme uczucie przytłoczenia i zagubienia. Na szczęście taka ilość wyśmienitej muzyki i pozytywne nastawienie uczestników to połączenie, które musi wypalić.
Ciekawym zjawiskiem towarzyszącym festiwalowi jest, tak zwany, off-sonar, czyli cykl imprez odbywających się równolegle w całej Barcelonie. Ciekawa inicjatywa na bardzo wysokim muzycznym poziomie.
Dla tych, którzy nie znoszą złotych jajek, dobrym rozwiązaniem są bilety dzienne na Sonar. Nie rujnują budżetu i pozostawiają swobodę wyboru dnia, w którym gra najwięcej ulubionych wykonawców.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Sonar to festiwal niesamowity, wielobarwny, na którym po prostu trzeba być. A przy braku finansowej wymówki, pozostaje wam już tylko zarezerwować sobie czerwcowy weekend 2013 i obowiązkowo stawić się w Barcelonie. Gwarantuję, że warto.
[nggallery id=14]