Prolog:
OFF Festival – dla jednych oaza najlepszej muzyki i alternatywnej kultury, dla innych mekka snobów i hipsterów. Kilka dni temu minął dokładnie rok od momentu, kiedy dołączyłem do future-bass.pl – jednym z pierwszych wydarzeń, o którym chciałem wspomnieć była ubiegłoroczna edycja OFFa. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego festiwalu, ale moje obawy i przekonania okazały się niedorzeczne. Chwilę przed koncertem Godspeed You Black Emperor!, gdy już zebrał się tłum pod dużą sceną (było chwilę przed północą, już ciemno), usiłowałem w tym zgiełku znaleźć sobie dogodne miejsce do oglądania koncertu. Kątem oka zauważyłem lukę i gdy podstawiłem tam nogę – przewróciłem się. Osobą, przez którą się potknąłem (ponieważ wiązała buta) okazał się być Witek Bartula – wkrótce potem, mój redakcyjny kolega! Na tegoroczną edycję festiwalu wspólnie dostaliśmy akredytacje prasowe, także mieliśmy świetną okazję na doświadczenie tego wydarzenia z innej strony – bardziej „od kuchni”. W tym tekście, abstrahując od wywiadów które przeprowadziliśmy z zespołami, przedstawię moje oceny poszczególnych koncertów festiwalu z małym podsumowaniem. Oceniam w skali od 0-10, bądź słownie jeśli nie miałem okazji być na całym występie danego zespołu; wyjątkiem stanowi ocena „poza pomiar!!!”, która jest przyznawana w naprawdę szczególnych przypadkach.
Dzień 1. Piątek
The Dumplings: 3/10
Pierwszy raz byłem na ich koncercie pomimo tego, że koncertują w Katowicach dość często (zresztą pochodzą z Zabrza). Pomimo ich sławy, nie rozumiem jednak tak wielkiego BUMU na ich punkcie – obecnie można znaleźć masę projektów muzycznych, opierających się na schemacie: wokalistka i „chłopiec laptopowiec”, i mam wrażenie, że kontrakt z Warner Music Poland jest głównie wynikiem mody na tego typu trend. Mam więc spore obawy co do długości trwania tego fenomenu. Zespół jest jeszcze młodziutki, więc to dopiero pewien początek – sukces komercyjny jak najbardziej się zgadza, ale artystycznie – nic ciekawego i poniżej oczekiwań.
Kaseciarz: 8/10
Zaczęli grać chwilę po minucie ciszy na czas uczczenia 70. Rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Chłopaki zagrali bardzo fajny, dynamiczny rock, co na tamtą porę dnia było idealne – świetna rozgrzewka przed mocniejszymi koncertami. Pod koniec koncertu jeden z gitarzystów zaapelował do publiczności (w kontekście ostatnich konfliktów na linii: Rojek- konkursowi artyści), by przychodziła na koncerty polskich artystów, ponieważ sam zespół przyjechał na OFFa z tej samej pasji do muzyki, co słuchacze. Bardzo fajnie!
Los Comperios!, Lyla Foy, Kobiety: przeciętnie
Niewiele wyniosłem z ich koncertów, bo potem zaczęły się dziać ciekawsze rzeczy, ale raczej wszystkim z nich dałbym co najwyżej 6/10. W między czasie udałem się na stoisko Retro Games, gdzie mogłem sobie pograć w FIFę 98 RTWC(!!!) na Play Station! 😀
clipping- poza pomiar!!!
Matko jedyna, co tam się działo!!! Do dziś pomimo zmęczenia całym festiwalem wspominam ten koncert, chociaż był podczas pierwszego dnia i to dość wcześnie (o 21:00), jednak to co robił Dave ze swoją nawijką wraz z noisowymi wstawkami Williama i Johnatana jest zupełnie nowatorskim podejściem do hiphopu. Słuchając ich można odnieść wrażenie, że faktycznie jedynym ograniczeniem w rozwoju, udoskonalaniu, wyznaczaniu nowych ścieżek w muzyce to my sami – oni natomiast mieli odwagę i wyszli poza ramy! Jedna z najbardziej kreatywnych kapel jakie widziałem w życiu!
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=v9wAN6RishY]
Orchestre Poly-Rythmo de Cotonou- 8/10
Bardzo wesoło, był pociąg, były śmieszne tańce niesynchroniczne i egzotyczne rytmy. Przyjemna chwila wytchnienia po clippingowej masakrze.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=9b7x5dpzWgg]
Protomartyr- wysoka
Oj niestety nie dane nam było być na całości tego koncertu, ponieważ przeprowadzaliśmy wtedy wywiad z clipping, jednak poanowie z Detroit pokazali klasę i nawet gdy przyszło się pod koniec ich występu można było usłyszeć naprawdę świetnego rocka.
Neutral Milk Hotel- 8.5/10
Przyznam szczerze, że zawsze gdy słyszałem kobzę z kawałka (Untitled) z płyty In the Aeroplane Over the Sea, byłem bliski płaczu – swoją drogą, cała płyta ma w sobie coś wyjątkowego, co nie pozwala przejść obok niej obojętnie. Kontrast? Być może. Ta lub inna refleksja skłoniła mnie do przyjścia na ich koncert, zresztą bardzo się ucieszyłem, kiedy dowiedziałem się, że Neutral Milk Hotel wystąpi w Katowicach, bo na początku roku zaczynałem ogarniać ich twórczość. Dla mnie, podobnie jak dla człowieka osłuchanego w twórczość tego zespołu, mogło się odnieść dziwne wrażenie – kawałki brzmiały bardzo podobnie do wersji albumowych, bardzo fajnie się tego słuchało, ale oczekiwałem że ten koncert mnie wzruszy – tak się nie stało, ale przynajmniej sobie pośpiewałem. Trochę żałuję, że ich występ nie jest wart najwyższej oceny.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=_Vwo9VSfsgE]
Holden- 9/10
Fani starego Holdena, którzy liczyli na taneczne kawałki mogli się zawieść, ponieważ James zaprezentował bardzo IDMowy materiał, na dodatek grany na żywo z zespołem. Mimo tego troszkę mniej przystępnego charakteru, słuchało się i oglądało go bardzo dobrze.
Jyllia Fields- 10/10
Po Holdenie miałem już wracać do domu ale w tłumie spotkałem kumpla i on zachęcił mnie bym się wybrał pod namiot Sceny Trojki, gdzie miał grać producent związany z uznaną wytwórnią techno L.I.E.S. – Jahiliyya Fields. Jego gra mnie tak porwała, że w połowie występu podszedł do mnie znajomy i powiedział, że z mojego DNA powinno się robić narkotyki, ponieważ mam w sobie tyle energii- jak są tak fajne niespodzianki jak ta to nie można pozostać obojętnym tylko się bawić!
Dzień 2. Sobota:
Xenia Rubinos: 8/10
Fajna i niesamowicie energiczna kobieta- na jej koncercie nie dało się stać tak po prostu, bo jej muzyka jak ona sama idealnie rozkręcała publikę.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=SBJHt7ngsHM]
Hookworms: 7/10
Mało pamiętam z ich występu- było pogo, noise-rock i niewyraźny wokal. W sumie całkiem fajnie, tylko, że jakoś ginie o nich wspomnienie, pośród kolejnych występów.
Deafheaven: 9.5/10
To był jeden z tych koncertów, na które czekałem najbardziej – bodaj drugi po Slowdive. Po przesłuchaniu Sunbather byłem zachwycony niesamowitym brzmieniem deafheaven, które łączy w sobie metal oraz post-rock/shoegazing. Jeszcze bardziej byłem zachwycony, gdy dowiedziałem się o inspiracjach szkocką grupą Mogwai – na ich pierwszej płycie Roads to Judah znajdował się cover kultowego kawałka Cody. Wiedziałem, że to co będzie miało miejsce na koncercie to będzie solidny, muzyczny łomot i nie myliłem się! Czasem pod sceną działy się dantejskie sceny, które momentami przypominały mi klimaty bardziej ekstremalnych festiwali niż OFF. Pod koniec koncertu wokalista zszedł ze sceny pod barierki, by chwilę później wylądować na rękach fanów. Jeden z najmocniejszych i najostrzejszych koncertów na jakim byłem w życiu – nie dałem oceny 10/10, bo niestety zagrali dość krótko – niewiele ponad 40 minut, ale warto było to przeżyć!
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=oaeVeMIEMZU]
Chelsea Wolfe: 8.5/10
Przyszedłem na jej koncert kompletnie zniszczony po deafheaven. Przed festiwalem przesłuchałem całkiem sporo jej płyt, a szczególnie The Grime and The Glow, bo ma w sobie niesamowicie surowy, mroczny i romantyczny klimat. Na jej koncercie usiadłem sobie na trawie i odpoczywałem, rozkoszując się jej głosem.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=JBRSAMkEe_I]
Bo Ningen: poza pomiar!!!
Chwilę po przeprowadzeniu wywiadu z wokalistą deafheaven Georgem Clarkiem, udałem się na Scenę Trójki, gdzie grał japoński noise-rockowy zespół Bo Ningen – po wcześniejszej edycji festiwalu, gdzie miałem przyjemność być na koncercie również japońskiej kapeli Zeni Geva, postanowiłem wgłębić się w temat oraz klimat, poznając nowe oblicze muzyki Japonii. Takiej Hiroszimy godzinę po koncercie deafheaven się nie spodziewałem… a jednak!!! Naprawdę aż trudno mi ogarnąć to, co Japończycy robili na scenie oraz to co działo się pod sceną – ich muzyka była niesamowicie dynamiczna, a japoński wokal (miało się wrażenie) nakręcał całą sprawę – szaleństwo! Osoby, które były na tym koncercie na pewno nie żałują!
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=bAT2oM2Z7vI]
Jerusalem in my heart: 8.5/10
Kilka godzin przed ich koncertem miałem przyjemność porozmawiać z zespołem. Jak przyznał Radwaan, stolica Izraela jest dla niego, jako Araba z Libanu, miejscem utopijnym, gdzie nie może się dostać, dlatego jest w jego sercu. To zaś przekłada się na jego twórczość, która jest połączeniem ambientalnej elektroniki z elementami muzyki arabskiej z niesamowitymi wizualizacjami, pochodzącymi ze starych taśm filmowych, puszczanych bezpośrednio z trzech starych projektorów. Myślę, że ta muzyka byłaby świetnym soundtrackiem do filmu przedstawiającego ogarnięty wojnami Bliski Wschód – cudowny koncert!
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=Zptsfu8ca5Q]
The Jeasus and Mary Chain: 7/10
Oglądając relacje z koncertu, chociażby z Onetu, mogę stwierdzić, że wokalista Jim Reid podczas całego występu walczył ze stojakiem. Również z opinii ludzi można wywnioskować rozczarowanie tym koncertem, chociaż ja nie podzielam ich zdania, bo bawiłem się bardzo dobrze – przez kilka kawałków staliśmy z Witkiem w środku tłumu, by potem stwierdzić, że idziemy pod scenę, a tam atmosfera przypominająca mi pierwsze klipy Oasis z lat 90. – brytyjskie męskie granie, dużo starszych ludzi w pogo – czasem w gorszym stanie niż młodzi. Pod względem nagłośnieniowym, dało się słuchać, choć dopadły mnie słuchy, że gitarzysta drugi raz w życiu grał na gitarze i dopiero po 4. kawałku zorientował się, że jest niedostrojona, co wywołało kilka lekkich spięć na linii z wokalistą. Kto znał wcześniej twórczość Jesus and Mary Chain ten mógł być zadowolony, a kto mniej, mógł w tym czasie pójść na piwo.
Pional: 7/10
Niezły- dało się potupać. Szkoda, że nia swojego live’a nie miał przygotowanego kawałka So will be now, który zrobił wraz z Johnem Talabotem, ale tak ogółem to bardzo chillowe klimaty jak na tamtą porę.
Ron Morelli: 10/10
Byłem koszmarnie zmęczony, gdy dotarłem do namiotu- najchętniej bym jechał już wtedy do domu, ale kolejny artysta z L.I.E.S. spowodował, że zostałem i zamiast myśleć o swoim zmęczeniu, poniosłem się muzyce. Super!
Dzień 3. Niedziela:
Andrew W.K: wysoka
Na ostatni dzień festiwalu przyszedłem dosyć późno, bo nie miałem zbyt wiele siły, by wchodzić w pogo, chociażby na koncercie Perfect Pussy. Gdy jednak dotarłem chwilę po 19. na Dolinę Trzech Stawów przecierałem oczy ze zdumienia- „co się dzieje!?”. Dwóch gości szaleje po scenie, grając wesoły punk, tłum ludzi wiwatuje, a po jednym kawałku artysta prosi, żeby widzowie na 100 sekund kucnęli, by po wielkim odliczaniu podskoczyć do góry i zacząć znowu mocno grać! Zapewne gdybym był od początku koncertu to dałbym wysoką notę.
Warszawska Orkiestra Rozrywkowa Gra: 6.5/10
Takie dość leniwe granie, chociaż brzmiało całkiem nieźle, ale zdecydowanie nie na godzinę 19.
Artur Rojek: wysoka
Jego koncert zebrał prawdopodobnie największe tłumy podczas całego festiwalu- być może nawet większe od Slowdive, które było zaraz po nim. Artur Rojek odwalił kawał dobrej roboty trzeba mu przyznać- nie mówię tylko o Beksie i Syrenach, ale również o pozostałych utworach. Pod koniec grania Syren, zostały odpalone race ze sreberkami- chyba jedyny przypadek użycia tego typu rekwizytu na konceratach podczas tegorocznej edycji OFF Festivalu. Chwilę przed tym jak Rojek zaczął grać Beksę, musiałem zbierać się do strefy prasowej, by przeprowadzić wywiad z Andrew Hungiem z Fuck Buttons. Droga była bardzo opustoszała, a dźwięki ze sceny słyszałem bardzo dobrze, chociaż byłem trochę oddalony od Sceny Leśnej. Artur sprawił na mnie pozytywne wrażenie.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=b0ep4clClyc]
Slowdive: poza pomiar!!!
Cokolwiek bym chciał napisać o tym koncercie to byłoby za mało, zawsze by czegoś brakowało, nie dałbym rady przelać wszystkich emocji i myśli, które siedziały w mojej głowie podczas koncertu Slowdive. Kolega z redakcji Witek kilka minut po koncercie powiedział, że wzruszenie to jedno, ale co działo się w ich gitarach kiedy grali. Ten koncert poruszył mnie jeszcze bardziej niż chociażby rok temu Sigur Rós w Warszawie. Absolutnie Pod koniec się wzruszyłem, kapitalne brzmienie, niesamowita muzyka- koncert Slowdive jedyny w swoim rodzaju! Jestem w niebie!
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=NaB8NTh9PTo]
Fuck Buttons: 10/10
3. raz byłem na ich koncercie : Tauron 2012, After Tauron 2013 i teraz OFF 2014- nadal mi mało, bo kocham w ich muzyce ten piękny hałas!
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=Jwv7CmUqsQs]
Belle & Sebastian: średnia
Muzyka do radia – na takich festiwalach jak OFF, Belle & Sebastian raczej nie przeszedłby bez większego rozgłosu, gdyby nie występował na dużej scenie oraz nie wydał kilku ciepło przyjętych kawałków w latach 90. Sympatyczny zespół, ale bez wielkiego szału.
65dayofstatic: wysoka(nawet bardzo!)
Gdy przyszedłem do namiotu Sceny Trójki i zacząłem słuchać dźwięków ze sceny, już wtedy zacząłem żałować, że nie przybyłem tam wcześniej. 65 brzmieli dość podobnie do Tides from Nebula, bądź nowego Mogwai – łączenie post-rockowych brzmień gitar wraz z elektronicznymi wstawkami. Nawet pomimo tego, że nie byłem na całym ich występie, to cieszę się z faktu, że ich poznałem.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=e5Qp32Zu0WU]
The Range: 7.5/10
A fajne rzeczy chłop puszczał- dało się potańczyć.
Svangalisghost: 10/10
Idealne rozwiązanie na koniec festiwalu! Skakałem chyba przez jego cały występ, bo nie dało się usiedzieć w miejscu- klasa!
Podsumowanie OFF Festival 2014:
Najlepszy koncert festiwalu – Slowdive
Największa niespodzianka – Bo Ningen
Największe odkrycie – DJe/producenci grający pomiędzy 2., a 3. na scenie Trójki: Jahiliyya Fields, Ron Morelli, Svangalisghost. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak mocno się bawiłem na techno!
Najbardziej ekscentryczny zespół/artysta – ciężko jest mi ocenić, biorąc pod uwagę artystów, których nie widziałem(OFF Festival charakteryzuje się tym, że prezentuje bardzo zróżnicowanych artystów), choć myślę, że takim rodzynkiem pośród wielu rockowych, noisowych, europejsko-folkowych, elektronicznych rzeczy, była pochodząca z Afryki, benińska Orchestre Poly-Rythmo de Cotonou.
Największy tłum – Raczej Artur Rojek i Slowdive. Dużo też przyjechało na The Jesus And Mary Chain
Najlepsza integracja z publicznością – Orchestre Poly-Rythmo de Cotonou, Andrew W.K.
Największa moc – cała masa zespołów, aż trudno wskazać jednego: Bo Ningen, deafheavem, clipping, Fuck Buttons, Slowdive, Andrew W.K.
Najlepsze wizualizacje – Jerusalem in My Heart, a zaraz za nimi James Holden.
Największe pogo – Bo Ningen i deafheaven
Najlepszy polski zespół – nie licząc Rojka, który zgromadził tłumy to Kaseciarz
Największe rozczarowanie – The Dumplings i poniekąd The Jesus and Mary Chain
Epilog:
Gdy kończę pisać to podsumowanie uświadamiam sobie, że zaczynam tęsknić za wydarzeniami, które miały miejsce podczas tegorocznej edycji OFF Festivalu, nawet pomimo ogromnego zmęczenia. Cieszę się również, że żyję w czasach, kiedy do Polski dociera tak wyjątkowa muzyka, która niesie za sobą zupełnie nową jakość i masę inspiracji, również dla mnie. Dodatkowym atutem jest przystępna cena festiwalu – gospodarkę mamy jaką mamy, walutę również, toteż sporo organizatorów tego rodzaju imprez masowych drastycznie zawyżają ceny biletów do monstrualnych kwot (przykład Open’era). Jedynym zgrzytem była sprawa z konkursem dla młodych artystów, jednak oni sami zaakceptowali wcześniej regulamin, choć zwrócili uwagę na ważny problem – miejmy nadzieję, że w następnych latach pojawi się jakiś nowy, dobry i wartościowy polski zespół, który zgromadzi takie tłumy jak Artur Rojek.
Adam „Attaché” Dąbrowski