Colours Of Ostrava zbliża się coraz bardziej, a my prezentujemy dziesięciu artystów, którzy naszym zdaniem zasługują na wyjątkową uwagę.
10) Sun Glitters
Na Colours of Ostrava miłośnicy elektroniki nie powinni czuć się wyalienowani, bo poza znanymi headlinerami wiele elektronicznych perełek można znaleźć na mniejszych scenach. Nam do gustu bardzo przypadła muzyka portugalskiego producenta, osiadłego w Luxemburgu – Victora Ferreiry ukrywającego się pod aliasem Sun Glitters. Jeśli lubisz muzykę będącą na pograniczu ambientu, hiphopu, house’u… może dokładniej – jeśli jesteś fanem takich projektów jak Eleven Tigers, Moderat, Flying Lotus czy The Field, to absolutnie jest to propozycja dla Ciebie!
9) Syny
Dlaczego oni? Cóż, odpowiedź jest dość prosta: to jedyny rapsowy skład w tym line upie. A prócz tego, to w tym momencie najlepszy polski hip hop jaki znajdziecie. Taki, który ma swój własny niepowtarzalny klimat, który kręci się wokół osiedlowych kmin i nostalgii do lat 90tych. Syny robią to w bardzo unikalny sposób, gdzie wokalnie nawiązują do złotej ery psycho rapu, a instrumentale oddają dubowy niepokój atmosfery prosto z piwnic i ciemnych blokowisk. Na żywo płyta Orient ożywa i cały ten klimat na niej zawarty rozprzestrzenia się wokół publiczności. Orientujcie się!
8) Kiasmos
Islandia jest w modzie – trudno się dziwić! Nie ma na świecie drugiego tak małego narodu (liczy niewiele więcej mieszkańców niż samo Katowice!), który dał ludzkości tylu świetnych artystów. Ostatnio głośnio, także u nas w Polsce, zrobiło się o elektronicznym duecie Ólafura Arnaldsa i Janusa Rasmussena – Kiasmos. Ich muzyka to połączenie delikatnej melancholii z wakacyjnym house’owym graniem. My już widzieliśmy ich występ na ubiegłorocznym Tauronie i nie mielibyśmy nic przeciwko powtórce. Kto nie widział koniecznie musi sprawdzić!
7) Boys Noize
Każdy gatunek muzyczny, który zawładnął mediami, klubowymi parkietami itd. na pewien okres, posiadał swój autorytet, kapele, która była twarzą tego zamieszania – ich muzyka była motorem napędowym dla całej branży i powiązanych z nią instytucji. Hamburdzkiego producenta, fana lokalnego klubu FC St. Pauli – Alexandra Ridha popularnie znanego pod aliasem Boys Noize – śmiało można zaliczyć do powyższego grona. Wydany w 2007 debiutancki album Oi Oi Oi spokojnie można zakwalifikować jako muzyczny Zeitgeist drugiej połowy lat dwutysięcznych. Każdy z nas – dwudziestoparoletnich melomanów 10-6 lat temu zetknęło się w większym lub mniejszym stopniu ze wszechobecną modą na taniec. Sprawcą całego zamieszania były popularne talentshows, które jak na owe czasy, przyciągały rzeszę młodych ludzi do telewizorów.. tak tak – to były jeszcze czasy, kiedy wieczorami oglądało się telewizję, gdyż jeszcze wtedy Polacy dopiero uczyli się social-mediów. Jednym z najpopularniejszych stylów tanecznych był wówczas Electric boogie i to właśnie muzyka Boys Noize’a była dynamem napędzającym ciało w rytm robota
6) Thievery Corporation
Trip-hop, dub, reggae, chillout, downtempo, lounge. Właśnie w takich klimatach poruszają się Thievery Corporation i wraz z zespołami typu Zero7, Morcheebom, Smoke City odnosili triumfy w latach 90-tych i wczesnych latach 2000-nych. Co prawda nie umywało się to do tego co tworzyli Massive Attack, Portishead czy Tricky, ale fakt faktem, że TC wpłynęli znacznie na rozpropagowanie wyżej wymienionych gatunków i wnieśli je bardziej do mainstreamu. Teraz świętują swoje 20-lecie, więc warto sprawdzić jak sprawy mają się dzisiaj.
5) Actress
Ciągły poszukiwacz, eksperymentator, który co chwilę wchodzi w nowe rejony muzyki, by za chwilę odstawić je na bok. Parę miesięcy temu mieliśmy okazję oglądać jego koncert wraz z London Contemproary Orchestrą w sesji Boiler Roomu i chyba była to jedna z najlepszych rzeczy koncertowych jakie widziałem. A był to jedynie streaming. Na Ostravie co prawda nie zobaczymy go w tej odsłonie, ale tak na dobrą sprawę nigdy nie wiadomo co zagra i jak zagra. Dlatego należy na niego przyjść i dać się zaskoczyć.
4)M83
Junk to tytuł najnowszego albumu M83. Większość fanów co prawda nie przyjęła go pozytywnie uznając, że nazwa odzwierciedla zawartość. Co nie znaczy, że na żywo Gonzales ze swoimi muzykami nie potrafią zrobić porządnego show. Nie zapomnieli też o starych utworach, sięgając po klasyki z Saturday = Youth czy z Hurry Up We Are Dreaming. Ich koncerty to dawka disco, post rocka, shoegaze’u i elektroniki. Warto jak najbardziej.
3) Tame Impala
Tame Impala dla wielu jest objawieniem współczesnego wcielenia psychodelicznego rocka, czerpiącego garściami z klasyki Beatlesów. Podejmowanie się tematu lat 60tych przez różnych muzyków niejednokrotnie okazywało się repetytywne i powtarzające utarte schematy. Jednak Tame Impala to zespół bardzo ostrożny w tym co robi, perfekcyjny, a co najważniejsze szczery i prawdziwy. Ich piosenki nie bazują na prostym kopiuj-wklej lata 60-te, a konwertują je na współczesne realia i uzupełniają o wątki znane z ostatnich 20-tu lat muzyki. Po takim ogniu jakim był Lonersim i hype jaki otoczył zespół przychodzi pytanie: Co robimy dalej? Jak widzimy swoją dalszą drogę? Takie momenty to próba dla zespołu, czy wyciągnie co się da ze swojej kopalni złota i wyda parę albumów o identycznej stylistyce, czy może wymyśli coś nowego? Na szczęście Kevin Parker to człowiek pomysłowy i często nieprzewidywalny. Na ostatnim krążku Currents, uświadczyliśmy więcej popu i syntezatorów, ale dalej na bardzo wysokim poziomie. Na żywo to wszystko jest jeszcze bardziej wspaniałe.
2) Underworld
Jeśli ktoś oglądał Trainspotting to w zasadzie nie trzeba nic tłumaczyć. Oczywiście jest jednak więcej powodów niż pojawienie się Born Slippy w jednym z kluczowych momentów filmu, które sprawiają, że warto ich zobaczyć. Jednym z nich niech będzie fakt, że mieli bardzo duży wpływ na scenę elektroniczną w Wielkiej Brytanii na początku lat 90tych i przyczynili się do rozpowszechnienia techno na wyspach. Śmiało można powiedzieć, że gdyby nie oni, The Chemical Brothers albo by nie istnieli, albo mieliby duży ubytek w swojej twórczości. Z resztą Underworld remiksowali parę ich utworów i to z bardzo dobrym skutkiem. W tym roku powrócili z bardzo dobrym albumem, więc tym bardziej zachęcamy do przejścia się na ich koncert.
1) Slowdive
Znając nasze upodobania muzyczne, raczej nie powinno was dziwić postawienie Slowdive na szczycie tego zestawienia. Ale poważnie, ten zespół jest najważniejszym z tegorocznego line up’u. Wielu krytyków zapowiadało, że powrót muzyki Shoegaze’owej to będzie tylko chwilowy powiew przeszłości, a sami muzycy, którzy w większości przekroczyli już 50 lat, będą się tylko kompromitować. Jakież było więc zdziwienie, kiedy okazało się, że My Bloody Valentine wydali parę lat temu genialny album i grają koncerty równie porażające jak te sprzed 20-tu lat. To był dopiero początek, bo zaraz po nich reaktywowali się Slowdive, którzy na koncertach również nie zeszli z dawnego poziomu, udowadniając, że traktują to wszystko bardzo poważnie i mają zamiar kontynuować. Na żywo zespół pokazuje pazur, kompozycje nabierają charakteru, korzystając z kontrastu między głośnością i ostrym brzmieniem gitar, a łagodnym wokalem. Koncert na OFFie był zdecydowanie najlepszym tamtej edycji i jednym z moich życiowych przeżyć. Niesamowite, że 20 lat później ta muzyka ma w sobie tę samą tajemniczą moc, a Slowdive dalej potrafią grać przepiękne piosenki wzruszając publiczność.