Colours of Ostrava 2016 – dzień drugi

Colours of Ostrava 2016 – dzień drugi

Noisy Pots

W.B. To zespół, który warto tu opisać ze względu na nietypowe instrumentarium z jakiego korzystali. Jeden człowiek od elektroniki, syntezatorów i wokalu, dwóch perkusistów, z których jeden grał na plastikowych beczkach po farbie, a drugi do stworzenia perkusjonaliów użył garnków. Ich muzyka to po prostu eksperymentalna elektronika kojarząca się z Eskmo i łącząca opisane tu czynniki. Na żywo trio brzmi bardzo imprezowo i tak też było pod sceną.

Syny

Syny - foto. Rafał Kolsut

W.B. Patrząc na lineup zastanawiałem się czy Ostrava zorientuje się. Syny grały o dość słabej dla nich porze, bo o 18 kiedy słońce jeszcze prażyło. Początkowo pod sceną zgromadził się mały tłumik, ale kiedy ludzie usłyszeli, a raczej poczuli moc basu, szybko zaczęli się ewakuować do tyłu. To był już mój 3 koncert tych genialnych rapsów i powiem szczerze, że nie nudzi mi się to ani trochę. Mimo niedogodnej godziny, mieli w sobie wielką energię, a ich potężne brzmienie w pewnym momencie sprawiło, że pył z budynków zaczął od nich odpadać i lecieć wprost na ludzi. Czegoś takiego to nawet na The Bug’u nie widziałem. Jeśli będziecie mieć okazję zobaczyć ich na jakimś festiwalu albo u siebie w mieście, to nawet nie rozmyślajcie nad tym czy warto. BO WARTO!

Slow Magic

W.B. Możecie się śmiać, ale nie znałem go. Tym lepiej dla mnie, bo zaskoczenie było spore. Po 20 minutowej obsuwie, Slow Magic wyszedł w swojej masce i dał bardzo przyzwoite show, składające się nie tylko z sampli w Abletonie, ale i żywych bębnów, których brzmienie było idealnie dopasowane do jego muzyki. To kolejny zdolny producent pokroju XXYYXX czy ODESZA, można powiedzieć, że jego brzmienie skupia się wokół znanych już patentów, ale kto narzeka? Ja podczas jego koncertu na pewno nie.

Kiasmos

W.B. Nie pamiętam do końca ich występu na Tauronie, więc podszedłem do tego bardzo na czysto. Zagrali naprawdę bardzo ładny live, który rozbudowywał wątki zawarte na płycie. Ich największym atutem jest to, że potrafili w zgrabny sposób połączyć kontrast pomiędzy ambientowymi pasażami, pianinem Olafura, a elementami techno i imprezowym klimatem. Można trochę rzec, że lekko idą w stronę Paula Kalkbrennera, przynajmniej ja miałem takie wrażenie po jego występie na Openerze. Jak najbardziej, nie jest to zarzut, bo duet Islandczyków potrafi wyciągnąć to kalkbrennerowskie, festiwalowe kopnięcie, nie zatracając przy tym swojej islandzkiej duszy.

Colours of Ostrava 2016 – dzień trzeci