Kiedy usłyszałam o polskim wydaniu książki Tobiasa Rappa Zagubieni w dźwięku. Berlin, techno i technoturyści nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po jej zawartości. Wiedziałam tylko tyle, że muszę ją przeczytać.
Jeżeli spodziewasz się przewodnika po berlińskich klubach – zawiedziesz się.
Jeżeli spodziewasz się panteonu zasłużonych dla sceny techno i wywiadów – zawiedziesz się.
Jeśli spodziewasz tylko się opisu legendarnego zjawiska techno turystyki – zawiedziesz się. Jeżeli spodziewasz się szczegółowego opisu interakcji sceny muzyki elektronicznej z polityką – zawiedziesz się.
Jeżeli jesteś zachłanny, chcesz wiedzieć wszystko i spodziewasz się wszystkich powyższych elementów razem to dobrze trafiłeś i z pewnością wrócisz nie raz do tej pozycji.
Tobias Rapp swoją książką zrobił dla Berlina najlepszą reklamę z możliwych. Nienachalną, niezamierzoną, ale wręcz hipnotyczną. Przynajmniej dla każdego kto kocha techno, taniec do rana i aftery.
Autor na prawie trzystu stronach opisuje smaczki berlińskiego życia klubowego. W książce znajdziecie informacje na temat powiązań subkultury techno z polityką – walkę o wolne przestrzenie nad Szprewą, projekt Utopić Mediaspree i zdacie sobie sprawę jak niespodziewanie znacząca i silna może być moc i wpływy ludzi związanych z elektroniczną muzyką taneczną. Poznacie także trochę historii tej muzyki oraz dowiecie się dlaczego wszystkie znaczące kluby w tym mieście znajdują się tam gdzie się znajdują.
W innych rozdziałach zostają nam przybliżone wybrane sylwetki legendarnych postaci związanych z berlińskimi klubami m.in. wszędobylskiego Ricardo Villalobosa, któremu został poświęcony cały rozdział, właściciela hostelu Circus Andreasa Beckera, rezydentów świątyni techno czyli klubu Berghain – Bena Klocka i Marcela Dettmanna, jednego z założycieli komuny Bar25 Christopha Klenzendorfa, współzałożyciela Ableton Live Roberta Henke czy właściciela wytwórni Innervisions Steffena Berkhahna znanego wszystkim pod pseudonimem Dixon.
Największe wypieki na mojej twarzy wywołały literackie opisy wyciągnięte rodem z wybranych klubów. Tonący w konfetti, przebrani w cudaczne stroje, mniej lub bardziej odurzeni narkotykami, wprawieni w błogostan bywalcy afterowego Bar25 – ten fragment sprawiał, że poczułam ścisk w sercu, że nigdy moja noga już tam nie postanie (klub został zamknięty w 2010 roku). Jednak po kilkunastu stronach uśmiecham się. Właściciele legendarnej komuny nad rzeką aktualnie szefują Katerholzig i ciągle planują nowe projekty.
Opis niekończącej się kolejki do Berghain oraz wejścia do klubu, które jest swego rodzaju rytuałem przyprawia o gęsią skórkę i sprawia, że chcesz się tam natychmiast znaleźć. Czytając fragmenty o Watergate masz ochotę tańczyć bez końca spoglądając przez ogromne szyby na Szprewę, oblany blaskiem neonu wytwórni Universal. Przy rozdziale Błogostan po etapie euforii – niedziela chcesz by nastało lato, byś mógł po całonocnym sobotnim szaleństwie udać się do Club der Visionare, zamoczyć nogi w rzece i się zrelaksować albo innym razem w tym samym miejscu bawić się do poniedziałkowego popołudnia.
W książce znajdziecie także rozdział poświęcony programowi Ableton Live oraz rozważaniom na temat produkcji muzyki techno – kto właściwie ją tworzy? Tobias Rapp porusza także kwestię użycia internetowych serwisów wśród bywalców berlińskich klubów oraz wspomina o portalu Resident Advisor jako o przykładzie narzędzia, które sprawiło, że zjawisko kultury techno stało się glokalne ( wciąż mocno osadzone i związane z Berlinem, jednak znane już na całym świecie). Zahaczymy także o kulisy prowadzenia wytwórni oraz sklepu z płytami. I czy to się w ogóle opłaca w dobie internetu?
Wszystkie powyższe elementy spajają się idealnie, a na koniec autor zaserwował czytelnikom listę najbardziej znaczących płyt. Nie będę się powtarzać z jakiego gatunku. czy Nirvany tam nie znajdziecie.
To jak? Jedziesz ze mną na Kreuzberg?