Kanonada Chrisa Clarka w jego nowym LP – 'CLARK’

Kanonada Chrisa Clarka w jego nowym LP – 'CLARK’

Nie od dziś wiadomo, że Warp Records to kopalnia złota dla współczesnej muzyki. Po głośnych premierach długo niedających znaków życia Boards of Canada oraz Aphex Twin, przyszedł czas na krążek znacznie mniej znanego od wcześniej wymienionych, ale również wirtuoza – Chrisa Clarka.

 

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=v_Nan3ssuLc&w=560&h=315]

 

Clark to jeden z najważniejszych artystów londyńskiej wytwórni, który swoją muzyką wskrzesił ducha, wydawałoby się, wymierającego gatunku IDM. Jego wcześniejsze albumy, jak np. Boddy Riddle czy Suns of Temper, są uważane za najlepsze i najbardziej dobitnie definiujące charakterystyczne brzmienie angielskiego producenta. Po wydanej na początku tego roku epce Superscope było niemal oczywistym, iż Clark stworzy „nową jakość” na swoim kolejnym LP.

 

[soundcloud url=”https://api.soundcloud.com/tracks/174101571″ params=”auto_play=false&hide_related=false&show_comments=true&show_user=true&show_reposts=false&visual=true” width=”100%” height=”450″ iframe=”true” /]

 

Gdy po raz pierwszy odsłuchałem najnowszej płyty Clarka, już na samym początku poczułem, jak gdyby wydobywające się z głośników dźwięki powodowały gwałtowny wzrost roślinności wokół mnie, wciągały w mistyczny, ogromny las, który dynamicznie zmienia swój kształt.  Z każdym kolejnym utworem odczuwałem  coraz większą frajdę z kanonady melodii, które coraz szczelniej zaczęły mnie otaczać. Na szczególną uwagę zasługują tu początkowe utwory – Winter Linn, Unfurla oraz Streght Throught Fraglity, które wywołują u słuchacza bardzo podobne impresje jak na zyskujących ostatnio popularność filmikach satyrycznych patrician music z Death Grips. Wyżej wymienione kompozycje śmiało można zaliczyć do miana największych osiągnięć Clarka. Po każdych następnym utworach na krążku, można odnieść wrażenie osiągnięcia najwyższego pułapu pod względem mocy, który powoli, systematycznie zaczyna opadać. W tym dokładnie miejscu zaczyna krystalizować się jedyna wada albumu. Podobnie jak w przypadku Boards of Canada i Aphex Twina, niektóre kawałki kończą się wcześniej niż powinny i stanowią, pewnego rodzaju, formę przejścia pomiędzy dłuższymi (jakby samodzielnymi) utworami. Taki zabieg może utrzymać słuchaczy w zaciekawieniu i niepewności gdzie artysta zaprowadzi ich tym razem, choć ci bardziej niecierpliwi i tak stwierdzą, że melodie się rozrzedzają, przez co stają się zbyt przytłaczające i zniechęcają do dalszego słuchania.

 

[soundcloud url=”https://api.soundcloud.com/tracks/167062160″ params=”auto_play=false&hide_related=false&show_comments=true&show_user=true&show_reposts=false&visual=true” width=”100%” height=”450″ iframe=”true” /]

 

O nowym longplayu Clarka dowiedziałem się jeszcze podczas rozmowy z nim na festiwalu Tauron Nowa Muzyka i bardzo liczyłem na to, że album obije się szerokim echem w środowisku miłośników nowej muzyki. Będę szczery – za pierwszym razem nie potrafiłem słuchać go nie skacząc! Na szczęście zachwyt nad albumem nie znika, nawet po kolejnych odsłuchach. Świat przedstawiony przez Clarka jest piękny, przestrzenny, dynamiczny, fascynuje i przede wszystkim wciąga! Można powiedzieć , że Chris wrócił tym albumem do twórczości prezentowanej przed wydaniem Irradelphic, który zawierał wiele akustycznych kompozycji, przypominających bardziej twórczość Bibio niż jego samego. Gdyby 2. połowa albumu była tak samo mocna i spójna jak jego początek, prawdopodobnie wystawiłbym Clarkowi maksymalną notę.

8.5/10