Martin Kratochvil & Jazz Q
A.D. Ależ Panowie świetnie zagrali! Lubimy jazz na takich festiwalach – jest to pewnego rodzaju ucieczka od rutyny, oraz rozgrzewka przed intensywnymi godzinami, a pomimo sporej ulewy nikt nie uciekał spod sceny. W ogóle popatrzcie na Pana Martina – czy kogoś Wam on nie przypomina? 😉
Maria Peszek
A.D. Przechodziliśmy akurat obok sceny, kiedy Maria Peszek śpiewała Samotny tata szuka Samotnej mamy… wtedy też spora grupka Czechów i Słowaków będących w pobliżu wybuchła śmiechem…
Monkey Business
A.D. Przeglądając lineup Colours Of Ostrava, Monkey Business jawił się nam jako pewna czeska kapela, która z jajem podchodzi do muzyki pop, funk, sprowadzając ją do poziomu pastiszu. Niestety ich twórczość nie przekonała nas za pierwszym razem, toteż nie znaleźliśmy się na ich koncercie od samego początku.
Dopiero, gdy przechodziliśmy między scenami, zauważyliśmy gigantyczne tłumy pod sceną ArcelorMittal (drugą pod względem pojemności po głównej scenie) – dla nas Polaków to mogło być spore zaskoczenie, ale dla Czechów myślę, że niekoniecznie. Nie jeden polski zespół pozazdrościłby Monkey Business tak licznej rodzimej publiczności zgromadzonej pod sceną.
To może być dziwne – sam jestem bardzo tym faktem zaskoczony, ale momentem, który najbardziej zapadł mi w pamięć z tegorocznego Colours of Ostrava jest bis tej czeskiej kapeli, z fest wpadającym w ucho kawałkiem Slim Jim. Oj były tańce!
Sun Glitters
A.D. Jestem zdecydowanym zwolennikiem odkrywania nowych fajnych rzeczy na festiwalach – ostrawskiemu festiwalowi, będę zawdzięczał poznanie się z twórczością portugalsko-luksemburskiego producenta Victora Ferreiry. Spora część jego występu składała się z utworów z jego świeżej epkiDivingIntoReality, w której można wyłapać garść inspiracji SelectedAmbient Works AphexTwina – delikatne, turystyczne, wakacyjne ambient techno z domieszką chillwave’u! Pięknie!
Boys Noize
A.D. To jest prawdą, że Alexander Ridha gra dość EDMowo (proste przejścia, dropy itd.), ale jego numery mają tak oldschoolowy, daftpunkowo-kraftwerkowy pazur, że nie można się tym nie zachwycać. Świetny występ i totalna balanga pod sceną!
Thievery Corporation
W.B. W tym roku korporacja obchodziła 20-to lecie, a koncert był przekrojem całej twórczości. Już pierwszy utwór jaki zagrali, A warning dub(otwierający ich debiutancką płytę) sprawił, że coraz więcej ludzi zaczęło podchodzić pod scenę. Szalone było zróżnicowanie klimatów jakie grali, bo potrafili bardzo płynnie przejść od piosenkowego chilloutu do lekko dubowego rapu, nie tracąc przy tym zebranej energii. Jednak po pewnym czasie miało się wrażenie repetytywności i miałkości. Większość utworów, które grali były pod względem budowy bardzo do siebie podobne i z czasem wszystko zlewało się w jedno, tak jak na ostatnich albumach.
A.D. Fakt – Panowie zgrabnie łączyli gatunki, ale po dłuższym czasie ciągłej zabawy pod sceną traciło się rachubę… w dodatku moją koncentracje szlag trafił, gdy zobaczyłem, że pewna kobieta, stojąca obok mnie zamiast patrzeć na scenę to gapiła się w telefon i oglądała.. pornole! Nie mniej jednak ich koncert był świetny i jak najbardziej godny zobaczenia.
Nathan Fake/Christian Loffler
A.D. Nathan Fake jest znany głównie z tego, że jego utwór The Sky Was Pink w interpretacji Jamesa Holdena stał się jednym z najbardziej sztandarowych utworów w berlińskich klubach. Jego autorska muzyka nie jest już tak parkietowa, ale niesie ze sobą niebywały ładunek energii – w końcu to IDM… Z Christianem Lofflerem było już bardziej tanecznie, ale wciąż ambientalnie. Namiot pękał w szwach do samego rana.