The Flaming Lips – Oczy Mlody

The Flaming Lips – Oczy Mlody

 

Flaming Lips to zespół, który nieprzerwanie od 86 roku wydaje płyty dobre, bardzo dobre, wybitne i zjawiskowe, pomimo wielu zmian stylistycznych nie zagubili się i nie stworzyli czegoś czego mogliby się wstydzić. Przeszli przez bardzo różne etapy, począwszy od Hard Rocka, przez Indie Rock, zahaczając o Shoegaze, by zamienić to na Pop, Krautrock i elektronikę, przez co niesamowita jest różnica tego jak brzmieli na początku a jak brzmią teraz.

Dla mnie to zespół szczególny, który od gimnazjum jest jednym z najukochańszych, co prawda po latach patrzę na ich pierwsze albumy z lekkim uśmiechem, ale w dalszym ciągu jaram się takimi gitarowymi kosami jak „Jesus Shootin Heroin” czy „Can’t Stop The Spring” – i to nie tylko ze względów sentymentalnych, ale ze względu na melodyjność, która sprawia, że słuchaczowi wydaje się jakby znał te utwory od zawsze. Trzeba też przyznać, że goście mają jaja żeby podjąć się przerobienia „The Dark Side Of The Moon” Pink Floydów czy „Srgt’a Peepera” Beatlesów(wraz z Miley Cyrus). Normalny zespół pewnie by się ośmieszył, a słuchacze przestaliby go traktować na poważnie, ale Lipsy absolutnie normalne nie są. Znani są z popieprzonych teledysków, z pięknych ironicznych, jednocześnie mega poważnych tekstów, o śmierci, religii, miłości czy rozczarowaniu światem. Chociaż te tematy są wałkowane przez wielu artystów i brzmią bardzo banalnie, to Flaming Lips potrafią je przedstawić w taki sposób, że po odsłuchu czujemy się oświeceni. Emocjonalność płynąca z ich piosenek, tworzy intymną więź ze słuchaczem, dzięki czemu potrafią ratować w czasie wielkiego smutku, tłumacząc ten stan za pomocą prostych, trafnych słów i dostarczając wiele radości. Opowiadanie o nich to nie lada wyzwanie, nawet dla wielkiego fana, i to nie przez dużą liczbę albumów zespołu, a przez wielką wyobraźnię jaka kotłuje się im w głowach, i którą doskonale wykorzystują w swojej twórczości. Ich koncerty są grane z wielkim rozmachem, posiadają mnóstwo oryginalnych elementów, jak wielkie ręce z laserami, plastikowa kula, do której wchodzi ich wokalista Wayne Coyne, mnóstwo konfetti, tańczących przebierańców i oryginalnej dekoracji.

Kiedy w ‘96 roku ich ówczesny gitarzysta Ronald Jones postanowił odejść, zespół musiał od początku uczyć się metod kompozycji i wymyśleć nowe brzmienie. Jak się później okazało był to najlepszy zwrot w ich karierze, który zaowocował epickim albumem, jednym z najlepszych lat 90-tych – „The Soft Bulletin. W 2014 roku spotkała ich podobna sytuacja, kiedy to ich perkusista Sturlock został zwolniony w związku z oskarżeniem Wayne’a o rasizm i przemoc. Ogólnie polecam wgłębić się w całość, bo ta akcja pokazuje jacy potrafią być fani, którzy nie poczekawszy na oficjalne stanowisko Wayne’a oraz przeprosiny Klipha, mocno hejtowali zespół na profilu facebookowym.

 Poprzedni album The Terror to obraz post-apokaliptycznego świata, w którym miłość nie istnieje, bądź pojawia się jej mroczna strona. Lipsom idealnie udało się opisać odczucia człowieka, który się z nią zmaga i cierpi przez jej utratę, a zrobili to poprzez bardzo proste porównania do słońca i jego mocy. Można powiedzieć, że był to najbardziej depresyjny album jaki stworzyli. Muzycznie korzystali z zimnych i ostro brzmiących syntezatorów, które także na nowym albumie pełnią wiodącą rolę.

W „Oczy Mlody” świat przedstawiony jest bardziej cukierkowy, kolorowy i milszy w odbiorze. Lipsy serwują nam koncept album, który krąży wokół młodości, stąd też poniekąd jego nazwa, zaczerpnięta z polskiego wydania książki „Blisko Domu” Erskine’a Cardwell’a, którą Wayne znalazł w księgarni. Nie ma tu się za bardzo nad czym rozwodzić, Wayne tłumaczył, że nawet nie rozważał przetłumaczenia jej, ale bardzo spodobały mu się zapisy fonetyczne niektórych wyrazów, stąd też na trackliście pojawiają się polskie tytuły. Z młodością mamy do czynienia już w singlowym „How?, którego teledysk jest rewelacyjnym pastiszem filmu „Spring Breakers”, a sam utwór jest zdecydowanie najlepszy z całej płyty. Ktoś może się zastanawiać, czemu my – future-bass, zajmujemy się tą płytą? Wiele piosenek posiada w sobie o wiele więcej basu i mechanicznej perkusji niż na poprzednich albumach, przez co płyta staje się elektroniczna. Polecę byście posłuchali „How?” głośno na dobrym sprzęcie, a wtedy to poczujecie. Umiejętność zespołu w posługiwaniu się elektronicznym sprzętem przejawia się też w innych utworach jak np. W „Nigdy Nie”, gdzie syntezatory w mistrzowski sposób prowadzą dialog, będąc dowodem na to, że Lipsy wciąż potrafią komponować na poważnie. Oprócz muzycznej powagi mamy też lekkie przyjemne popowe ballady jak „Sunrise(Eyes Of The Young)”, „The Castle” czy „We A Family”. I szczerze mówiąc, wszystko to już znamy z poprzednich krążków, a dodatkowo na płycie pojawiają się momenty, w których naprawdę odczuwalny jest brak tej brudnej, agresywnej perkusji, którą wprowadzał Kliph Sturlock.

Oczy Mlody to nie jest wybitne dzieło na miarę „Embryonic”, czy nawet „The Terror”, nie uświadczymy tu odjazdów, ani wybitnych piosenek dorastających do poziomu Pompeii Am The Götterdämmerung” czy „Feeling Yourself Disintegrate”. Mimo to Flaming Lips dostarczają kilka naprawdę porządnych wałków, a całość jest kolejnym dobrym wydawnictwem i pomysłem, który może nie zostaje na długo w głośnikach, ale można się nim na luzie rozkoszować.

OCENA: 7.0