Na początek przytoczę fragment najbardziej niesamowitej rozmowy o muzyce jaką kiedykolwiek przeprowadziłem. Jest noc 25 sierpnia 2013 i ósma edycja Taurona dobiega końca. Wszyscy festiwalowicze poszli na koncert zamknięcia, oprócz naszej ośmioosobowej ekipy. Szczerze mówiąc to nie mieliśmy biletów na Darkstar więc postanowiliśmy zrobić coś szalonego. W tym celu udaliśmy się do pobliskiego lasku z latarkami, przenośnymi głośnikami i zniekształcaczami świadomości, aby przeżyć jedyne, prawdziwe, prywatne rave party. Klimat temu towarzyszący był nieprawdopodobny, a taniec stał się chyba naszym ruchem bezwarunkowym, bo po całym festiwalu mieliśmy ochotę na więcej. Kiedy już się zmęczyliśmy (jeśli w przypadku Taurona można użyć tego słowa) usiedliśmy w kółku, włączyliśmy Buriala i zaczęliśmy dyskutować. Natchnęło nas to do rozważań kim jest ten muzyk, jaki wywarł wpływ na współczesną elektronikę i czego jeszcze można się po nim spodziewać. Mój kolega, który jest specjalistą od Buriala (pozdrawiam cię Krzychu!), z latarką przy twarzy opowiedział, że William Bevan (tak brzmi oficjalne imię i nazwisko Buriala) to również nazwa zakładu pogrzebowego w Londynie. (Jak ktoś nie wierzy zapraszam tutaj: www.williambevan.co.uk). Wiadomo, że pochodzi z Londynu, wydaje w Hyperdub i ma obsesję na punkcie wszelakich stuknięć i puknięć. Nie wiadomo jednak kim naprawdę jest, a nawet czy w ogóle istnieje. Pasuje do niego opinia, że im bardziej milczysz na swój temat, tym bardziej rośnie twój mit i gęstnieje aura tajemniczość wokół twojej osoby. Burial jest bowiem typem średniowiecznego artysty, bo zachowując anonimowość na pierwszym miejscu stawia zawsze sam akt tworzenia muzyki i wyniesienia jej na piedestał sztuki. Można się oczywiście spierać czy jest to manewr obliczony wyłącznie na zdobycie sławy, czy naprawdę autentyczna potrzeba duchowa. Dotarł już do takiego momentu w swojej karierze, że niezależnie od tego kim jest i co wyda, na pewno wpłynie to na współczesną muzykę. Zresztą, jego szerokie oddziaływanie można łatwo zaobserwować – od wschodzących gwiazd, takich jak Mound Kimbie, po gigantów jak Moderat i Bonobo.
Kiedy pierwszy raz przesłuchałem debiut Buriala, wyobrażałem go sobie w jakiejś kanciapie, gdzie panuje totalny bałagan, on zaś nie zwracając uwagi na otaczający go bród siedzi na kanapie z laptopem i sampluje dźwięki, znalezione nie wiadomo gdzie. W sumie nie pomyliłem się chyba za bardzo, co potwierdza załączone zdjęcie:
Ewolucja muzyki tego człowieka jest zaskakująca i nieprzewidywalna. Niezależnie czy jest to kolaboracja z Four Tetem i Thomem Yorkiem, czy na nowo definiowany trip hop z Massive Attack. Burial udowadnia, że przestał tylko stukać w drewienka, a eksploruje nowe tereny muzyczne.
Przechodząc do sedna sprawy: EPka ”Rival Dealer” jest wspaniałym przykładem twórczej eksploracji dźwięków i kolejną na tyle długą EPką, która spokojnie może wypełnić połowę regularnego albumu. W przeciwieństwie do poprzedniej produkcji (”Rough Sleeper/Truant”) „Rival Dealer” jest bardziej poukładane, są to bowiem trzy spójne kawałki o odmiennych nieco stylistykach. Utwór tytułowy, oparty na szybkiej, agresywnej perkusji i typowym dubstepowym oscylatorze, pokazuje, że Burial potrafi stworzyć prawdziwy parkietowy sztos. „Hiders” natomiast to dla mnie największe zaskoczeniem w całej dyskografii Londyńczyka – jest to przepiękna ballada, lekko stylizowana na lata 80 przypominająca nową płytę Daft Punk lub M83. Jestem przekonany, że właśnie ten fragment całości wzbudzi skrajnie odmienne uczucia wszystkich fanów Buriala, od wielkiego rozczarowania po ogromny zachwyt. Do trzynastominutowego ”Come Down To Us” mam natomiast stosunek ambiwalentny, bo przypomina trochę muzykę z czołówki japońskiego anime, rodem z Dragon Balla lub Bleacha. Jakość sampli oraz ich montaż są jak zwykle na bardzo wysokim poziomie. Jest to tym bardziej ciekawe, że muzyk używa programu SoundForge, który służy jedynie do obróbki dźwięku a nie do jego produkcji.
Słuchając całej EPki miałem wrażenie, że artysta przygotowuje nas na wydanie dzieła, które zrewolucjonizuje niebawem muzykę, czego on sam może nawet jeszcze nie pojmować.
Ocena: 8.0