Sacrum Profanum
Sacrum Profanum rozpoczęło się 14 września od występu Squarepushera wraz z Sinfoniettą Cracovia, którzy wykonali album Ufabulum. Już na konferencji prasowej Squarepusher opowiedział że w tym projekcie, jego celem było przełamanie barier i stereotypowego traktowania, orkiestry w dzisiejszych czasach. Widać że jest to artysta poszukujący, w poczuciu misji, posiadający charyzmę i osobowość. Ufabulum jako album to zwieńczenie naszych czasów, bitwa pomiędzy analogami a cyfryzacją osiąga tu szczyt. Przed koncertem, zastanawiałem się czy Squarepusher będzie chciał nas wbić w ziemie i zdewastować wszystko na swojej drodze, czy może będzie miał na uwadze że jest w teatrze, że poważny festiwal, że starsza publiczność. Podczas koncertu bity prześcigały się z symfonicznymi dźwiękami, zastępującymi syntezatory i większość elektroniki. Momentami było trochę za cicho, ale większość uderzeń wchodziła bez problemu i z typowym dla Jankinsa matematycznym perfekcjonizmem. Lekkie niedociągnięcia zarzuciłbym orkiestrze, siedziałem dosyć blisko, praktycznie pod głośnikiem i co prawda były momenty że poczułem ten wszechobecny absolut wywołany dziesiątkami instrumentów, ale niestety to były tylko momenty. Ciekawi mnie aspekt publiczności. Obserwując i słuchając negatywnych opinii niektórych osób po koncercie, miałem wrażenie że przyszli tylko dlatego że fajne wydarzenie, że podobno kulturalnie – a rzeczywistość okazała się dla nich zbyt brutalna.
Michał Anioł powiedział kiedyś że piękno jest wtedy gdy nie ma nic zbędnego. Zdaje się iż kierunek jakim jest minimalizm, właśnie tę zasadę wyznaje. Philip Glass swoje etiudy zaczął nagrywać w latach 90tych, ponieważ założył sobie, że do końca XX wieku będą gotowe. Niestety – nie udało mu się ich skończyć. Ostatnie z nich powstały w 2013 roku. Całość koncertu wyglądała tak, że trzech pianistów, Piotr Orzechowski(Pianohooligan), Maki Namekawa oraz sam Glass, grali na przemian 20 etiud. Czy przez dwie godziny, mając tylko jeden fortepian oraz wizualizacje w formie parunastu minutowych ujęć na wodę, na łąki, lasy, można nie zanudzić słuchacza? Owszem. Przez większość koncertu pozostawałem w stu procentowym napięciu i skupieniu, czasem bałem się drgnąć, czasem łapałem się za głowę bo nie wierzyłem, że tak mało może wpłynąć tak bardzo na mój stan emocjonalny. Patrząc na ujęcia lasów zdawało mi się tam być, tak jak gdyby fortepian przenosił jakąś duchową część mnie. Nie wiem czy działo się to za sprawą interpretacji pianistycznych, Pianohooligana wychodzącego ponad konwenanse, Namekawy, która swoim tradycyjnym japońskim strojem dodawała nowych motywów utworom, czy Glassa – autora i mistrza. Czy to po prostu moje osobiste odczucia i odnalezienie się w tej estetyce dało mi ładunek emocjonalny, po którym dalej ciężko jest się otrząsnąć.
O ile poprzednie dni były bardziej stonowane pod względem eksperymentów, o tyle koncert o tytule „Field Recording 2” był już absolutnie nie przewidywalny. Głównym wykonawcom scenicznym była grupa Bang on a Can All -Stars. Wykonywali oni utwory powstałe na bazie nagrań terenowych. Co ciekawe kompozytorzy tychże utworów pochodzili z bardzo różnych sfer muzycznych. Pierwsza, była kompozycja „The Brief and Never Ending Blur” – Richarda Reeda Parry z Arcade Fire. Utwór bardzo piękny, melancholijny. Zespół posługiwał się metronomem, którym okazały się… Ich własne serca. Używali do tego słuchawek lekarskich i grali w rytm swych serc. Bardzo romantyczne. Chyba najciekawsza okazała się propozycja od Dana Deacona z udziałem publiczności. Dan zaprojektował specjalną aplikację na androidy, którą pobrać mógł każdy z uczestników koncertu. Gdy jego kompozycja zabrzmiała, ekrany telefonów z włączoną aplikacją zaczęły się rozświetlać na różne kolory a nawet używać lamp błyskowych wbudowanych aparatów. Dodatkowo każdy telefon wydawał dźwięki podobne do tych, które wydają światła na przejściu dla pieszych. Najcięższą propozycją okazał się oczywiście utwór wykonany wraz z Lee Ranaldo, z legendarnego Sonic Youth. Brzmieniem przypominające ostatnie dokonania Swans, ciężka gitarowa noisowa aranżacja, zmiotła wszystko na swojej drodze. Duet Skalpel pokazał się z zupełnie innej strony jaką znamy na ich albumowych dokonaniach. Autumn music okazało się być rozległą kompozycją, od lekkiego jazzu poprzez ambientowe techno. Bardzo liczę że ten utwór pojawi się na jakiejś epce bądź kompilacji duetu.
Organizacja Sacrum Profanum należy do jednej z moich ulubionych. I szczególnie chodzi mi o dbałość względem publiczności. Na piątkowy koncert Warp Works and 20th Century Masters gdzie London Sinfonietta wykonywała utwory wykonawców z Warp(i nie tylko) pierwszeństwo wejścia mieli posiadacze biletów, a więc prasa musiała poczekać, jako że był to chyba najbardziej oblegany koncert w Łaźni Nowej, miałem miejsce pod ścianą, przez co niestety, nie widziałem grającej orkiestry. Skupiając się na dźwięku, najbardziej zapadła mi w pamięć interpretacja Electric Counterpoint Steve’a Reicha. Kompozycja, którą inspirowało się wielu twórców techno czy minimalu (jako przykład niech będzie twórczość The Fielda). Zagrana przez orkiestrę nabrała czystszego brzmienia, dźwięki były bardziej poukładane przez co też mniej hipnotyzujące niż w oryginale. Zawiodło mnie jednak wykonanie utworu Port Phombus Squarepushera, dość nudne, orkiestra wybiórczo potraktowała dźwięki znajdujące się w oryginale przez co interpretacja była wybrakowana. Ciekawym aspektem było przetworzenie ciężkich breaków z oryginału i zaaranżowanie ich na skrzypce.
I nadszedł czas na najważniejsze. Wszyscy czekali głównie na ten dzień a jeszcze większa ilość wszystkich, czekała na godzinę 2 w nocy… Zaczynając chronologicznie: Impreza Warp25 odbyła się w Hotelu Forum, i bardzo dobrze. Z Unsoundowego doświadczenia byłem przekonany że jest to miejsce najlepsze do tego wydarzenia. Momentami może Ocynownia Elektrolityczna, w której większość finałów Sacrum Profanum miało miejsce, wydawałaby się lepszym rozwiązaniem, ale Forum też ma w sobie specyfikę post-industrialnego a nawet apokaliptycznego miejsca. Pierwszym wyczekiwanym zespołem byli Battles. Teoretycznie nie wpisujący się w elektronikę wieczoru, dynamiczne trio grające na klawiszach, perkusji i gitarze, zagrało minimalistyczny, wciągający, ożywiający a jednocześnie hipnotyzujący koncert, co względem ich albumowych dokonań, było dla mnie zaskoczeniem. Jeszcze bardziej zaskakujący był występ Darkstar. Dubowo Dubstepowy, bez wokalu, bez popowych sennych aranżacji wprowadzili imprezę na wyższy poziom obrotów. Imprezowym szczytem i taneczną kulminacją był występ doświadczonego duetu LFO. Podczas ich godzinnego setu klimatem mocno powróciliśmy do wczesnych lat 90tych, wielkich fascynacji techno i rave. Zagrali tak jak powinni i tak jak wszyscy chcieli, mocno, ciężko a ludzie tańczyli jak wariaci.
Wybiła 2 w nocy… Autechre… Mistycyzm i hype jaki towarzyszył wokół ich występu był ogromny. Nie grali od 4 lat, a nagle mają zagrać u nas w Krakowie! Cały tydzień na to czekałem i nigdy się tak nie stresowałem w oczekiwaniu na czyjś koncert. Nie wiedziałem czego się spodziewać, nikt nie wiedział… I do teraz nie wiem jak opisać i ocenić ten…(koncert?) Grali w totalnych ciemnościach co już samo w sobie było mistycznym przeżyciem, i tak można określić to co zrobili: Przeżycie. Industrialne częstotliwości, którym od czasu do czasu towarzyszyły jakieś bity bądź uderzenia, noisy pojawiające się znienacka. Nie wiem jak ocenić całość bo niczego w stosunku do tego przeżycia nie jestem pewien. Pewny jednak był niski poziom głośności. Stałem pod samym głośnikiem a i to nie było satysfakcjonujące.
Sacrum Profanum to festiwal mający na celu przełamywanie i zacieranie granic, między klasyką a współczesnością. I udaje im się to doskonale. No bo dlaczego Squarepusher nie może występować z orkiestrą w teatrze? Dlaczego orkiestra nie miałaby grać twórców muzyki elektronicznej i współczesnej? Dzięki temu festiwalowi wiele rzeczy może zostać na nowo docenionych, nawet przez ludzi, którzy są z innego muzycznego świata, a oglądanie reakcji niektórych starszych osób, które były zmuszane do słuchania noisu i dronów było doprawdy, niezwykłe.