Transportation AAD / Grey Goo / Vaalhaala – Darkestral EP

Transportation AAD / Grey Goo / Vaalhaala – Darkestral EP

NASA zaprzestaje co prawda lotów wahadłowców, ale misje i podróże kosmiczne nie przestają zaprzątać umysłów ludzi. Zapewne powstaną nowe technologie i zmieni się sposób eksploracji przestrzeni kosmicznej. Tymczasem próby podboju kosmosu, dzięki pasji i talentowi odbywają się nieprzerwanie w wyobraźni artystów.

Chyba pierwsze, co przychodzi mi do głowy w związku z podróżami kosmicznymi, to filmy sci-fi. I właśnie fantastyczne obrazy mam przed oczami, kiedy słucham najnowszej EPki z Darkestrala, bo jej autorzy stworzyli muzykę, która otwiera w mózgu projektor filmowy. Jednak uprzedzam żebyście przygotowali się raczej na poruszający dramat niż wybuchową przygodówkę.

Wydawnictwo składa się z czterech odmiennych stylistycznie kawałków, o trudnej do jednoznacznego zdefiniowania przynależności gatunkowej. Za utwory odpowiadają: Alex Green, solo – pod aliasem Grey Goo i we współpracy z Drkstr’em, czyli szefem wytwórni, jako Transportation AAD, oraz nieujawniający tożsamości Vaalhaala.

Alex Green, czyli połówka Instra:mentala, po raz kolejny daje się poznać jako interpretator electro oraz jako czarodziej i wirtuoz, który z automatów perkusyjnych potrafi wydobyć niezwykłe obrazy. W „See Me” usłyszymy inspiracje latami 80tymi, tyle, że tutaj brzmienie jest mniej surowe i bardziej melodyjne niż w produkcjach sygnowanych pseudonimem Boddika. Synthy, początkowo mroczne i złowieszcze, stopniowo rozpogadzają się i łagodnieją. W przejmującym efekcie kontrastu słychać nawiązania do synthwave’u. Filmowo brzmiąca groza, jakby zwiastująca nieuchronną katastrofę, ma w sobie element smutnego piękna.

Z kolei w „Lost Transmission” najcięższym kawałku z całej EPki dostajemy mieszankę dźwięków spod znaku IDM i techno, mogących kojarzyć się z poszukiwaniami i eksperymentami jakie tworzy np. Actress. Pełen odhumanizowanych zgrzytów i trzasków, z dudniącym basem, który mógłby ilustrować zanikający puls uszkodzonej maszyny. Pośród skrzypiących, metalicznych odgłosów, przywodzących na myśl widok lecących iskier podczas zwarcia w instalacji, pojawiają się niewyraźne sample wokali brzmiące jak zakłócenia przekazu. Ostatnie chwile przed dezintegracją, albo nieudane próby nawiązania połączenia, wejście w strefę, gdzie nie ma już zasięgu.
Fascynująca i jednocześnie niebezpieczna przygoda nabiera rozpędu wraz z dynamicznym „Phaethonem” obrazującym akcję nie do zatrzymania. Niespokojne arpeggia stwarzają atmosferę niezwykłego ożywienia i ekscytacji. Nie wiem czy głos, który słychać w tle tego elektronicznego kawałka przypisać szaleńcowi czy osobie odprawiającej misterium, ale jego brzmienie powoduje, że zastanawiam się czy wyimaginowana kosmiczna awantura nie rozgrywa się raczej w odległej przeszłości niż w nieokreślonej przyszłości.

Otwierająca EPkę „Pagoda„, efekt połączenia producenckich sił, to klimatyczne downtempo. Tłem dla całego utworu jest jednostajny, kojący szum deszczu, na który nakładają się delikatne, migoczące dźwięki klawiszy. Wzbudzająca nostalgię wiodąca melodia rozwija się niespiesznie i przeciągle dzięki użyciu delay’ów. Z powrotem na ziemię ze stanu chwilowego zawieszenia poza miejscem, poza czasem, w jakie można wpaść podczas słuchania ambientowej „Pagody”, sprowadzają gongi. Przerywają dryfowanie myśli i tak jak tytuł utworu, kierują skojarzenia w stronę Dalekiego Wschodu.

Co ma orient do kosmosu? Choćby wizualnie „Gwiezdne Wojny”. Dla wielbicieli fantastyki i paleoastronautyki EPka może być zatem pretekstem do zabawy w skojarzenia. Jednak przede wszystkim, dla nich i dla całej reszty, wydawnictwo powinno być powodem do radości ze spotkania z dobrą muzyką.