Colours Of Ostrava 2016 – Dzień 4.
Underworld
W.B. Był to ostatni koncert na tegorocznej edycji Colours Of Ostrava i drugi najlepszy jaki tutaj widziałem. Zagrali nieporównywalnie lepiej niż na Audioriver, było głośniej, mocniej i na pewno więcej szaleństwa. Karl Hyde to rewelacyjny wokalista i przysięgam, że jeśli kiedyś miałbym sam śpiewać to chciałbym to robić i ruszać się tak jak on. Jego wczucie w klimat było niesamowite, człowiek jest o wiele starszy ode mnie, a sam nie nadążałem za jego ruchami.
Nie wiem czy było to spowodowane jego maksymalną muzyczną empatią, czy tym, że co jakiś czas kiedy grali utwory bez wokalu, wychodził na backstage. Oczywiście nic nie sugeruję 😉 Tak czy siak, po nowym bardzo dobrym albumie, spodziewałem się właśnie takiego show. Stare kawałki też zabrzmiały, na czele z Two Months Off i oczywiście Born To Slippy. Nie wiem jak mocno roznosił się dźwięk po mieście, ale właśnie przy tym ostatnim chyba cała Ostrava słyszała tą imprezę.
PODSUMOWANIE
A.D. Colours of Ostrava 2016 był pierwszym zagranicznym festiwalem, nad którym nasza strona objęła oficjalny patronat medialny z czego jesteśmy dumni. W przypadku Colours of Ostrava spełnia się pogląd, że dobra miejscówka to połowa sukcesu festiwalu – cały kompleks to absolutny killer wśród budowli, który doświadcza takich wrażeń jak żaden w naszym kraju.
W.B. Mówisz Colours Of Ostrava, myślisz lokalizacja. To właśnie ona jest najmocniejszym punktem festiwalu, industrialne budynki, fabryki, które są pod ochroną UNESCO robią niesamowite wrażenie, szczególnie nocą. My możemy poszczycić się OFFem czy Tauronem, ale to co zobaczyłem na Ostravie, wybaczcie, rozstawia wszystkie inne festy po kątach. Jednak jest też minus, który objawia się w tym, że naprawdę trzeba się nachodzić od sceny do sceny, a paradoksalnie mamy do czynienia z mniejszym terenem niż np. na Openerze.
A.D. Mówiąc kolokwialnie – Colours of Ostrava to dla mnie mix wszystkich popularnych polskich festiwali. Przez tą uniwersalność trudno się dziwić, że festiwal cieszy się sporym uznaniem naszej rodzimej publiczności, a jest ona poniekąd przytłaczająca, bo tak ogromnej gamy atrakcji nie da się ogarnąć jak na mniejszych festiwalach pokroju OFFa czy Taurona.
Czesi tym festiwalem tworzą sobie świetną markę, promując swoich artystów w porach atrakcyjniejszych niż obiadowe – o wykładowcach ze scen dyskusyjnych nie wspomnę! Szkoda tylko, że David Černý (kto czytał Zrób sobie raj Mariusza Szczygła ten wie o kogo chodzi) nie dojechał, bo miał poprowadzić jeden wykład. Warto również wspomnieć o świetnie zorganizowanej gastronomii, która jak na festiwal tej rangi była niebywale tania! Tych stoisk, baraków, busików na cały teren festiwalowy było tak dużo, że ryzyko utknięcia w kolejkach na dobre było minimalne.
Ciekawostką jest również fakt, że środkiem płatniczym na festiwalu nie były kupony (popularne na naszych festiwalach), a gotówka.
W.B. Każdy naród ma jakieś swoje charakterystyczne cechy. Czesi mają w sobie wewnętrzny spokój i harmonię, którą wykorzystują w dniu codziennym. Przez cały festiwal przetoczyły się tłumy ludzi, ale te tłumy były nad wyraz spokojne i poruszały się niczym chmury na niebie. Nie znaczy to oczywiście, że Czesi są nieimprezowi, potrafią się bawić nie gorzej niż Polacy, ale nie robią przysłowiowego bydła i nawet wtedy, kiedy są pod wpływem używek bije od nich relaks i nie przekraczają pewnej granicy zabawy. Na dodatek to bardzo pomysłowy naród, który rozwiązał jeden z najważniejszych problemów festiwali czyli syf i brud.
Na festiwalu, szczególne jeśli przyszedłeś poimprezować, nie będziesz raczej zwracać uwagi na to gdzie wyrzucasz kubki po piwach. My już jesteśmy do tego stanu rzeczy przyzwyczajeni i nie widzimy bardzo oczywistych alternatyw. Taką alternatywą jest np. zrobienie kaucji za plastikowe opakowania. Oznacza to, że jeśli chcemy kupić piwo za 5zł, a nie za 8, to przynosimy nasz kubek i dzięki temu nie zaśmiecamy terenu festiwalowego. Pomyślicie sobie pewnie ”no dobra, ale mi się nie chce trzymać kubka cały koncert, a nie mam plecaka”. I nawet tu pomysłowość Czechów jest nieoceniona. Bo każdy kubek ma uchwyt, dzięki któremu możemy go sobie przypiąć do paska, albo do kieszeni w spodniach.
Czyż nie jest to genialne rozwiązanie? Co więcej nie trzeba nic segregować, więc można powiedzieć, że organizatorzy rozwiązali jeden z najważniejszych problemów świata.
A.D. To był pierwszy festiwal, który niesamowicie mnie wymęczył – nie tylko przez samą zabawę i niezbyt przyjazną aurę, jaka nawiedziła Ostrawę. Miałem nieprzygodę związaną z busem powrotnym oraz kwestią noclegu, dlatego apeluję do Was czytelnicy – jeśli jedziecie na jakiś większy festiwal na dłużej niż 1 dzień, to ogarnijcie sobie spanie gdzieś blisko terenu festiwalu. Miejmy nadzieję, że następna edycja będzie jeszcze ciekawsza!