W tym roku, na pierwszy rzut oka, line up może wydawać się miałki i nijaki. Po raz kolejny w komentarzach pod ogłoszeniami można odnaleźć mnóstwo zawiedzionych fanów, którzy wytykają zapraszanie Otsochodzi lub Clavisha. Również z headlinerami nie ma lekko, bo dla wielu The Blaze jako headliner to bieda, a Future Island spoko, ale jednak za mało. Na szczęście jak to z OFFem zawsze bywa – jeśli się dobrze eksploruje line up, to można znaleźć perełki i zastanawiać się dlaczego wcześniej się na nie nie trafiło. Osobiście oceniam line up jako całkiem udany i dobry – mamy wielką legendę, mamy dobre gitary, mamy jazz, mamy Japonię, mamy folk, a nawet dobry rap. Poniżej 10 najważniejszych wykonawców tegorocznej edycji, którzy udowadniają, że na festiwalu będzie co robić.
10. Tonfa
Niektórzy mówią na nich ”Syny Synów”, a inni, że są jak ”Polskie Death Grips”. Oba te stwierdzenia są prawdziwe, lecz pomimo tych konotacji Tonfa wytwarza swój odrębny surrealistyczny i brudny świat. Niezależnie od gusta można ich cenić za niesamowicie pomysłowe podkłady, potężne, niskie głosy oraz za pełnię formuły koncertowej – dwóch Mc’s, dj, który robi znacznie więcej niż wciskanie play oraz żywa perkusja, która w polskim rapie raczej nie występuje.
9. Hagop Tchaparian
Po przeczytaniu opisu na stronie OFFa, iż wydaje on w wytwórni należącej do Four Teta, w głowie możecie usłyszeć lekkie brzmienia kojarzące się z tym brytyjskim producentem. Jednak nic bardziej mylnego. Hagop tworzy naprawdę ostre techno. Rytmika, którą operuje jest wciągająca, pomysłowa i podszyta orientalnymi brzmieniami oraz melodiami. Co prawda melodyjność i minimalizm to są elementy, które możemy przypisać również jemu koledze w branży, ale Hagop ma własny unikalny styl. Koniecznie do sprawdzenia, gdyż na bank rozpęta on topową wixę tej edycji.
8. Nourished by Time
Dla wnikliwych: tak brzmiałby Dean Blunt gdyby był radosny. Natomiast żeby być uczciwym trzeba nadmienić, że koncert ten może być bardzo dobry lub przeciętnie dobry w zależności od tego czy Nourished zagra z zespołem czy solo.
7. The Alchemist & Boldy James
Niekończąca się dyskusja na temat rapu pojawiającego się na OFFie mogłaby zakończyć się większą ilością bookingów jak ten. The Alchemist jest legendarnym producentem, który bujał się z pierwszoligowcami jak Snoop Dogg, Cypress Hill czy Mobb Deep. Pomimo olbrzymiego sukcesu, jego serce do dziś pozostało w podziemiu(dosłownie i w przenośni), czego wyrazem są brudne lo-fi beaty oraz wybór raperów. Jednym z nich jest Boldy James, który zaraz po Freddiem Gibbsie jest najpopularniejszym ze wszystkich ostatnich kolaborantów i jeździ z Alchemistem po Europie. Obaj panowie nie próżnują, a mnogość wydanych przez nich płyt(w tym roku wyszły już 3 od Jamesa i 2 od Alchemista) wskazuje na to, że nie jedzą, nie piją i nie śpią, a odżywiają się samplami i rapem. Warto zobaczyć tych gości, gdyż takiego rapu i takich produkcji w Polsce nie uświadczycie.
6. Mount Kimbie
Jeśli zatrzymaliście się w czasie i pamiętacie ten duet z Openera 2013 i pierwszych płyt, oscylujących wokół ówcześnie nowoczesnej elektroniki typu ”bedroom producer”, to należy nadmienić, że nie jest to już ten sam duet. Oczywiście trzon to dalej duo, ale już jakiś czas temu przechrzcili się na zespół, a ich ostatnia płyta bardzo mocno eksploruje pola muzyki gitarowej, nie rezygnując przy tym z typowych dla Mount Kimbie syntezatorów. A jeśli jesteście fanami tylko ”made to stray”, to dobra nowina – chłopaki nie odżegnali się od starego materiału i grają go wraz ze swoim hitem na czele. Trochę szkoda, że nie grają na głównej scenie i wielka szkoda, że o tej samej porze co George Clanton.
5. Bar Italia
Typowa dla OFFa silna reprezentacja emocjonalnego Indie Rocka, z dużą dawką post punku i shoegaze’u. Bar Italia momentalnie przywraca czasy licealnej nostalgii, naiwności i prawdziwych emocji, które wyłażą przy pierwszym kontakcie z instrumentem i mikrofonem. Głównie jest to kwestia wokali, które co prawda z płyty na płytę są coraz dojrzalsze, jednak wciąż mają w sobie delikatny fałsz, który wywołuje ciarki i wzruszenie. Zabrzmi to zawile, ale Bar Italia to zespół, który potrafi w profesjonalny sposób operować fałszem czy nieumiejętnością gry. Oczywiście takich przykładów w muzyce było sporo, ale zwykle te zespoły odrzucały nieumiejętność na rzecz umiejętnego grania, przez co stawali się paradoksalnie coraz gorsi. Bar Italia ma na koncie już 4 albumy i na razie jest coraz lepiej.
4. Yaya Bey
Współczesne R’n’b coraz bardziej zatacza swe kręgi i staje się popularne, wchłaniając elementy innych gatunków. Co prawda będziemy jeszcze o tym mówić przy okazji innej, popularniejszej wokalistki, ale Yaya Bey swoim drugim albumem potwierdziła, że wspina się coraz wyżej. Reprezentuje ona ten bardziej zachowawczy i klasyczny sznyt gatunkowy, skupiając się wokół fragmentów jazzowych czy soulowych, choć potrafi też przywalić tanecznymi house’owymi rytmami, śpiewając i rapując na przemian. Póki co w Polsce jeszcze nie ma takiego boomu na ten gatunek i tak jak w przypadku The Alchemista – należy przyjść na jej koncert w celach edukacyjnych.
3. Tank and the Bangas
Trochę zostajemy w klimatach rnb, a trochę w jazzowych. Trochę w rockowych, a czasem funkowych. Będziemy też w klimatach rapowych, ale też popowych. Będzie chamsko i buńczucznie, ale też śmiesznie i z jajem. Będzie oldschoolowo ale też nowocześnie. Będzie profesjonalny śpiew, a zaraz potem autotune. Będzie dużo improwizacji, ale też krótkich coverów. Będzie wirtuozersko, ale też bardzo prosto. Będzie bardzo kolorowo, ale też czarno. Niezależnie od dwóch kolejnych miejsc w rankingu, Tank and the Bangas da nam najlepsze show i najlepszy koncert tej edycji.
2. Sevdaliza
Jakim cudem zamiast niej status headlinera uzyskali The Blaze to nie wiem. Ze wszystkich Pań, które występują na OFFie i poruszają się po obszarach popowo rnb, to właśnie Sevdaliza podchodzi do tematu najbardziej nowocześnie. W jej muzyce pobrzmiewają echa trip-hopu, hyper popu, trapu, a współczesna produkcja miesza się z dostojnymi melodiami i symfonią. Dodatkowo wspomnieć należy, że jej korzenie są irańskie, a elementy muzyki Bliskiego Wschodu są umiejętnie umiejscowione. Absolutnie największa współczesna gwiazda tej edycji OFFa.
1. Grace Jones
W przypadku wiekowych już muzyków, którzy niegdyś mieli status kultowy, mówi się często o odcinaniu kuponów, robieniu wstydu i błazenadzie. Szczególnie dotyczy to tych, którzy nie popchnęli swojego image’u dalej i wciąż tkwią w swojej złotej erze. Niby logiczne, ale każdy kto widział Iggy’ego Popa na OFFie potwierdzi, że można mieć już swoje na karku, ale robić doskonałe show zarówno muzycznie jak i wizerunkowo, jednocześnie będąc sobą sprzed dekad. Podobnie jest z headlinerką tegorocznej edycji. Grace Jones nie nagrała nic od 2008 i pewnie nic już nigdy nie nagra. Ma 76 lat i wciąż ubiera te same ciuchy, chcąc wrócić do lat 80-tych. Ale jaką ona ma klasę! Odpalcie poniższy koncert, a zobaczycie, że nie jest to odcinanie kuponów, wymuszony występ ani szybki skok na kasę. Ona po prostu wciąż się świetnie bawi na scenie, ma totalny luz, wciąż pokazuje piersi i bawi się z hula hopem. A co najważniejsze, jej głos jest wciąż w formie, a grający z nią zespół rozwija piosenki, sprawiając że nabierają one nowej wartości.