Björk – Vulnicura

Björk – Vulnicura

Popkultura ma problem z takimi artystami jak Bjork. Niby wszyscy ich znają, wszyscy szanują i lubią, ale kiedy przychodzi pytanie o ulubiony utwór/płytę, zaczyna się jąkanie. Bjork jest szczególna z tego względu, że jej niesamowicie bogate aranżacje sprawiają wyraźną trudność w próbie zakwalifikowania jej do jakiekokolwiek gatunku. To znaczy, możemy oczywiście mówić o wpływach popu, naleciałościach trip-hopu, ciężkiej elektronice, radosnych melodiach czy muzyce symfonicznej, ale zawsze była artystką, której wizja przekraczała granice i stawała się po prostu zjawiskiem. I tak zwykło się o niej mówić. Zjawisko.

W jednym wywiadzie Aphex Twin przyznał, że przychodząc do producenta muzycznego, Bjork zachowuje się jak małe dziecko w sklepie z cukierkami. Wszystkim się zachwyca, podnieca i chce dostać każdy dźwięk. Na mnie robi ona wrażenie osoby z jednej strony wrażliwej i skrytej, co widać w wywiadach. Jednak z drugiej – ma wewnętrzną potrzebę do ekspresyjnych zachowań, w których mogłaby wszystko z siebie wyrzucić. Na przykład w rozmowie opowie nieśmiało o nieszczęśliwej miłości i zrobi to bardzo nieporadnie, ale w piosence wykrzyczy to na całe gardło z hipnotyzującą agresją.

Przechodząc do Vulnicury, zadajmy sobie na początku pytanie, czy ktoś w ogóle czekał na tę płytę? Jej poprzednie wydawnictwo z 2011, czyli Biophilia, było dziełem złożonym, multimedialnym, bardzo ciężkim w formie. Już wtedy Bjork zdecydowała się uderzyć w bardzo skomplikowane i niejednoznaczne linie wokalne. Mimo wszystko cała ta otoczka nie miała swojego odzwierciedlenia ani w popularności piosenek, ani w ocenach recenzji. Tym samym piosenkarka zamilkła. W okolicach października/listopada dowiedzieliśmy się, że producentem jej nowej płyty mają zostać The Haxan Cloak oraz Arca. Internet zasypał się komentarzami odnośnie ich współpracy. Najbardziej bekowy wklejam poniżej:

10923735_10153119925611802_724551038780464611_o

Śmieszna też sprawa z wyciekiem Vulnicury, premiera była zapowiadana na luty/marzec a w internecie znaleźć ją można było już w styczniu.

Bez ogródek od razu stwierdzam, iż jest to najlepsza płyta Bjork od 10 lat, od czasów Vespertine. Mamy tu do czynienia ze światem zaaranżowanym poprzez sekcję smyczkową na każdym kroku, która współgra z bitami i elektroniką, czyli w sumie coś co jest bardzo typowe dla artystki. I trochę szkoda, że to sekcja smyczkowa jest wystawiona tutaj na pierwszy plan. Widać, że Arca zachował się z rezerwą, nie wplótł w album swoich pokręconych pomysłów z jakich go znamy. Jednak tam, gdzie miał okazję do popisów, spisał się perfekcyjnie.

Od utworu „History of Touches”, w którym usłyszymy cudownie rozszczepione sample wokalne, dzieją się niezłe jaja. Nie pamiętam czy słyszałem Bjork w towarzystwie tak niepokojących dźwięków, jak przez następne utwory. Weźmy taki Black Lake, początkowo bardzo melodyjne zawodzenie Islandki na tle rosnących i coraz głośniejszych bitów. Aż tu w okolicach środka, dzieje się coś totalnie niezrozumiałego, coś tak epickiego, że jak Boga kocham, jest to najlepsze 20 sekund w muzyce tego roku. Ten bit, ten sampel wokalny i wejście smyczków na to wszystko. Totalny odjazd! Dalej mamy robotę Haxana, to na niego w sumie napalałem się najbardziej i absolutnie się nie zawiodłem, utwór „Family” jest najlepszy z całej płyty. To co usłyszeć można od 4 minuty jest czymś nieprawdopodobnym. Za każdym razem przeżywam ten utwór tak samo, łapiąc się za głowę i wsłuchując w smyczki, ambienty i delikatne słowa Bjork, która odkrywa rój dźwięków(„There is a swarm of sound”). To jest Bjork, którą znamy z „All is full of love”. To właśnie w takiej Bjork wszyscy się zakochaliśmy i to taka wchodzi najgłębiej w emocje. I po 20 latach dalej potrafi zrobić utwory niepojęte, sięgające po ciemne, niezbadane obszary muzyki.

Dalej album jest już lekko przewidywalny. O dziwno słaby i przewidywalny jest Atom Dance nagrany z Antonym Hegartem(Ten z Antony and The Johnsons). W duecie z Bjork zawsze nagrywał świetne piosenki jak choćby przepiękna Fletta, teraz niestety się nie udało. Szkoda także, że na Vulnicurze nie ma idealnej spójności pomiędzy utworami, że jeden nie przechodzi w drugi, wtedy zyskałoby to wszystko jeszcze większą moc. Nawiązując do słów Aphex Twina, Bjork robi dobrą robotę z producentami. Wie, kto sprosta jej oczekiwaniom i niezależnie czy będzie to Marc Bell (R.I.P), Arca, czy nawet Timbaland (pojawił się na Volcie) – wykorzysta ich tak, że wyjdzie zamierzony i świetny efekt.

OCENA: 8.0/10