Adam „Attaché” Dąbrowski: Rozpoczynając pisanie relacji z Audioriver wiedziałem, że będzie ona wyglądać nieco inaczej niż wcześniejsze i w sumie nic dziwnego, bo na płocki festiwal wybrałem się po raz pierwszy. Miałem również świadomość, że znacząco będzie odbiegać od tych wielkich muzycznych wydarzeń, w których miałem przyjemność brać udział już wcześniej (może poza drobnym wyjątkiem – holenderskim Wave Festivalem).
Witek Bartula: To był mój drugi przyjazd na Audioriver. Ciężko powiedzieć co zachęciło mnie do powrotu. Na pewno zrobił to Underworld, na pewno zrobił to Karenn. Ale czy te dwa zespoły to wszystko co sprawiło, że zechciało mi się ruszyć aż z Krakowa do Płocka? I czy cała wyprawa była tego warta?
A.D.: Piątkowy przyjazd do Płocka wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie – miasteczko tętniło życiem, wszędzie widziało się roztańczonych ludzi, a nestorzy z ciekawością przyglądali się jak bawią się młodzi. Przechodząc ulicą w okolicach rynku, przy jednej knajpce grali drum’n’bass, przy kolejnej techno, a trochę dalej house – co kto lubi.
W.B.: Jeżdżąc po festiwalach można naoglądać się wiele zjawisk socjologicznych jak i ludzi, będących z różnych grup i warstw społecznych. I jak słowo daję, nie byłem na festiwalu, gdzie zróżnicowanie pod tym względem byłoby tak duże jak tu. Na samym polu namiotowym atmosfera była cudowna, ludzie przybijali piony, witali się z przypadkowymi obozowiczami. Wszyscy byli mili i uśmiechnięci.
A.D.: Dlatego nie dziwi mnie fakt, dlaczego to właśnie Audioriver praktycznie co roku jest uznawany przez większość miłośników muzyki klubowej za najlepszy festiwal. Poza korzystnym terminem oraz położeniem w centrum Polski, oferuje on mało skomplikowany i bardzo uniwersalny program. Abstrahując od strony muzycznej festiwalu, warto również pochwalić właścicieli okolicznych lokali gastronomicznych za świetne jedzenie – szczerze mówiąc, domowa kuchnia dawno nie smakowała mi tak bardzo jak tam. Przyjeżdżając na miejsce, miałem wrażenie, że każdy mieszkaniec Płocka jest zaangażowany w sukces imprezy. Nawet stereotypowy menel spod sklepu miał ręce pełne roboty, gdyż w okolicach Audiopola było sporo opróżnionych, szklanych butelek.
W.B.: Niestety, te pozytywne aspekty nie do końca przełożyły się na sam festiwal. O tym, że na Audioriver jeżdżą dresiki i napakowane miśki szukające techno, słyszałem od wielu osób. Rok temu zupełnie to nie przeszkadzało, nie było to nawet widoczne, lecz w tym roku sprawa się ciut pogorszyła. Prócz dość typowych zachowań, jak uciążliwe i powtarzające się przemieszczanie raz pod scenę, a raz spod niej czy przepychanie łokciami, dochodziło nawet do lekkiej agresji w kolejce przy stoiskach z napojami.
A.D.: Ja podczas całego festiwalu widziałem raptem dwie „grubsze” sprzeczki, ale to już kilka kroków poza ogrodzoną plażą, więc mimo wszystko impreza przebiegała raczej spokojnie. Kolejnym minusem jest fakt, że bezpośredni transport kolejowy z Płocka do większych miast, mimo tego, że znajdują się niespecjalnie daleko, praktycznie nie istnieje, więc jeśli ktoś chciał dotrzeć na festiwal, skazany był na transport drogowy [ew. wodny, choć nikt chyba nie skorzystał ;)]
W.B.: Filozofia Audioriver polega na tym, że artyści grający dj-sety są ustawiani na większej i lepszej scenie, jaką jest Circus, a live acty schodzą na drugi plan. Rozumiem chęć przeniesienia klubowej atmosfery na festiwal i nie ma w tym nic złego, ale nie podoba mi się to, kiedy artyści, typu Karenn (duet nowatorskiego apokaliptycznego techno ze swoim improwizowanym livem) grają na malutkim Wide Stage, gdzie nie ma ani toitoii ani stoiska z alkoholem. Przykro się na to patrzyło, szczególnie że pojawiało się tam znacznie więcej ciekawych artystów. Graze np. odwalili kawał dobrej roboty i spokojnie mogliby zagościć w namiocie lastfm.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=kl5mBYjOQPA]
A.D.: Audioriver to festiwal, który stawia głównie na dobrą zabawę, poprzez muzykę klubową: techno/drum’n’bass oraz okołoklubowy pop, także osobie poszukującej jakiegoś ekscentrycznego podejścia do muzyki raczej bym go nie polecił, no chyba, że propozycja Wide Stage, gdzie można usłyszeć cięższe odmiany techno, byłaby godna polecenia.
W.B.: Ze scenami głównymi na festiwalach zawsze był problem: albo były za ciche, albo bass był zbyt niewyraźny. Tutaj nagłośnienie było w miarę dobre, czego przykładem mógł być koncert Gramatik. Zrobili rewelacyjne na wpół instrumentalne show, które muzycznie odstawało od techno czy d’n’b, dzięki czemu można było odskoczyć od tych wszechogarniających festiwal gatunków. Co do samych drum’n’bassów, miałem mieszane uczucia. Bardzo liczyłem na High Contrast i jego klasyczne brzmienie; co prawda nie zabrakło jego najbardziej rozpoznawalnych kompozycji, ale miałem wrażenie, że chce na siłę wpisać się w obecne trendy i modne brzmienie. Lepiej było na Roni Size Reprezent, na których bardzo czekałem. Ta ekipa pokazała, że brzmienie d’n’b może iść w parze z żywymi instrumentami, nie tracąc na jakości i ostrości.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=iuPSpcoVw1s]
A.D.: Dla mnie pierwszy dzień to przede wszystkim mój mały drum’n’bassowy renesans – na występie High Contrasta byłem już na początku 2012 na pierwszym polskim Let it Roll w Katowicach. O ile po jego występie nie spodziewałem się jakichś specjalnych niespodzianek, to po dj-secie moich ulubieńców z Holandii, NOISIA, już zdecydowanie tak. Nawet jeśli rola i tak pomniejszonego składu ograniczała się tylko do mixu i selekcji numerów wbijających słuchacza w fotel – było warto.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=nUnXcSYopz0]
W.B.: Z pierwszego dnia oczywiście najbardziej pamiętny będzie dla mnie b2b Klocka i Dettmanna. Ogromny szacunek za sprowadzenie ich właśnie w takiej formie, bo mało komu się to udaje.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=1INSdKHzhZ4]
A.D.: Zdecydowanie! To była wisienka na torcie piątkowej nocy. Myślę też, że gdyby ich nie było, prawdopodobnie uznalibyśmy, że pierwszy dzień Audioriver był poniżej oczekiwań. Składa się na to chociażby średni występ gwiazdy wieczoru, irlandzkiej wokalistki – Róisin Murphy, znanej przede wszystkim z hitu Sing it Back, gdy śpiewała jeszcze w zespole Moloko.
W.B.: Sprowadzanie gwiazd na Audioriver budzi mieszane uczucia. Przykładem może być zeszłoroczny Naughty Boy i kontrowersje wokół tego, w jakim kierunku idzie festiwal. W tym roku sporo głosów było przeciwnych występowi Róisin Murphy – że śpiewająca, że zamulająca, że niepotrzebna. Sam koncert był niezły, nie można jej odmówić świetnego głosu i talentu do tworzenia wysokolotnego popu. Jednak nagłośnienie, które było naprawdę fatalne (przynajmniej z perspektywy siedzenia na górce) popsuło cały odbiór.
A.D.: Wydaje mi się, że zaproszenie jej na Audioriver miało na celu zbliżenie charakteru festiwalu, chociażby do katowickiego Tauron Nowa Muzyka, gdzie od pewnego czasu podobna muzyka grana jest na głównej scenie. Na szczęście nie wszystkie „ekscentryczne” projekty na Audioriver wypadały w tym roku średnio. Podczas drugiego dnia festiwalu, niesamowite wrażenie wywarł na mnie, jak i na publiczności, występ projektu Nervy, którego mózgiem jest znany z grupy Oszibarack – Agim Dzeljilji. Na ich koncercie byłem już 3 raz i w mojej opinii, był to ich najlepszy występ! Panowie mieli niełatwe zadanie, gdyż właściwie otwierali drugi dzień festiwalu, który wyruszył z dwugodzinnym opóźnieniem, spowodowanym sporą ulewą. Z minuty na minutę plaża pod sceną zapełniała się, a ludzie stawali się coraz bardziej oczarowani tym, co wyczynia Agim z „ferajną”. Grali niemal jak maszyny, a swoją energią, wydaje się, oświetlili cały Płock, wprawiając w radość, a nawet wzruszenie ludzi, poszukujących prawdziwie nowej muzyki na festiwalu (co przyznam szczerze, było jak szukanie igły w stogu siana).
WYWIAD Z AGIMEM ZNAJDZIECIE POD TYM LINKIEM
W.B.: Najważniejszym wydarzeniem drugiego dnia, jak i całego festiwalu, był oczywiście koncert Underworld. Brytyjczycy, którzy wyszlifowali do perfekcji tworzenie chwytliwych techno piosenek, pokazali klasę oraz to, że nie mają zamiaru zakończyć działalności, a może dopisać nowy rozdział. Tak czy siak, moment w którym zagrali Born Slippy przejdzie do historii Audioriver.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=hP1X8zrL_vc]
A.D.: Underworld to klasa sama w sobie. Co tu dużo mówić – oni nie mogli zawieść. Mistrzostwo! Można by tu cytować ich największe hity, bo wydaje się, że najbardziej doniośle obrazują emocje, jakie towarzyszyły podczas ich występu. Dla nich warto było przejechać pół Polski, choć słyszałem opinie, że z tyłu nie było ich słychać. Również na uwagę zasługuje występ kanadyjskiego producenta Tigi, który wystąpił bezpośrednio po Nervy – po jego występie niewiele się spodziewałem, a tymczasem okazał się być moją największą festiwalową niespodzianką! Jego muzyka w swojej prostocie, niemal kiczowatości, inspirowana w głównej mierze kraftwerkowymi melodiami, powodowała, że po jakimś czasie pojawił mi się banan na twarzy. Do dziś nucę „Let’s go dancing, I wanna go dancing with you all night dancing”.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=UA9cpxTpDsM]
W.B.: Mam duży problem z tym festiwalem. Z jednej strony oceniając go obiektywnie trzeba przyznać, że sprostał oczekiwaniom odbiorców, choćby dlatego, że artyści nie powtarzają się i wszystko pod względem muzycznego targetu festiwalu zostało wykonane. Z drugiej zaś strony, to właśnie przez to można było odczuć dość dużą muzyczną monotonię, a wiele występów zlewało się w jeden. Tego, czego życzę Audioriver, to większej otwartości i różnorodności gatunkowej. Chciałbym tu usłyszeć więcej dubu, dubstepu, jungle, trip hopu czy nawet lekkiego IDMu. Wtedy bez problemu mogliby nazwać się największym festiwalem muzyki elektronicznej w Polsce.
A.D.: Racja – pisanie tej relacji w taki sam, szczegółowy sposób, co np. OFF i Tauron, nie miałoby racji bytu, ponieważ, jak wspomniałeś, wiele występów zlewało się w jeden. Gdy wyjeżdżałem z festiwalu, odczuwałem lekki niedosyt oraz zmęczenie, spowodowane nie tylko oczywistym bólem stóp, ale również tą monotonią. Audioriver nie jest złym festiwalem – bawiłem się bardzo dobrze, ale mam wrażenie, że o wiele ważniejsi są ludzie i wydarzenia z nimi związane, które przede wszystkim budują wspomnienia z wyjazdu do Płocka – muzyka przeważnie jest tłem… tylko i aż.