Wytwórnia Hyperdub od początku swojego istnienia dostarczała na rynek nowe talenty muzyczne, wyznaczając w ten sposób trendy w muzyce elektronicznej. Można śmiało powiedzieć, że jest już tak prestiżowa jak Warp czy Ninja Tune.
Laurel Halo to utalentowana multiinstrumentalistka ze Stanów Zjednoczonych. Jej pierwszy album ukazał się w ubiegłym roku i uzyskał przychylne opinie portali muzycznych oraz słuchaczy. Najbardziej urzekającymi fragmentami płyty były odważne partie wokalne przypominające wczesną Bjork. Na „Chance Of Rain” Laurel Halo zamilkła… W zasadzie można się było tego spodziewać ponieważ jej ostatnia EPka (z maja) jasno pokazywała, w jakim kierunku artystka będzie podążać.
W jej najnowszej propozycji mamy do czynienia z minimalistycznym, hipnotycznym i eksperymentalnym techno, lepiej przyswajalnym indywidualnie niż do masowego odbioru. Jest to muzyka, której z przyjemnością można słuchać jadąc autem na imprezę lub tramwajem poprzez zatłoczone miasto w godzinach szczytu. Nie odebrałem jednak tego materiału osobiście. W moim przekonaniu nie jest zbyt inspirujący, a chwilami staje się nawet monotonny. Oczywiście album nie jest słaby i posiada interesujące momenty. Jednym z ciekawszych motywów płyty jest lekko jazzujące pianino w utworze tytułowym. Interesującym pomysłem – odbiegającym od tradycyjnego brzmienia Laurel – było użycie klarnetu w utworze Melt. Moim zdecydowanym faworytem pozostaje utwór Thrax – najbardziej klarowny i wpadający w ucho. Cały czas bardzo brakowało mi jednak wokalu Laurel. Mam nadzieję, że kolejny album będzie kontynuacją „Quarantine” i równocześnie rozwinięciem „Chance of Rain”.
Przy okazji słuchania albumu Laurel Halo nasuwają się pytania: w jakiej kondycji jest dzisiejsza scena techno i czy mamy już do czynienia z powrotem tego gatunku na muzyczne salony?
Ocena: 6.5/10