Audioriver 2016 – relacja

Audioriver 2016 – relacja

PROLOG

Adam „Attaché” Dąbrowski: Końcówka lipca – wszystkie drogi miłośników muzyki klubowej prowadzą do Płocka. Jeśli przeczytaliście naszą ubiegłoroczną relację, to wiecie, że Audioriver jest festiwalem, gdzie można zobaczyć cały przekrój polskiego społeczeństwa – to może świadczyć o niebywałej uniwersalności tego festiwalu. Audioriver bowiem łączy w sobie zabawę (Circus Tent i Last.fm) z tym, co jest trendy, albo wywarło wpływ na muzykę klubową dawniej (Main Stage) oraz te bardziej ambitne, często mniej taneczne projekty, choć nie od dziś wiadomo, że stanowią zdecydowaną mniejszość (głównie na T-Mobile Electronic Beats). Oto nasze wspomnienia z płockiego festiwalu.

Audioriver 2016 - Płock

DZIEŃ 1.

Błażej Malinowski/Deas

Audioriver 2016 - Płock

A.D. Pierwszy dzień zacząłem od Circus Tent, gdzie grali moi znajomi – Błażej Malinowski oraz Deas. Błażej zagrał ambientalnego, mrocznego, dronowego techno live’a na rozgrzewkę,a ten drugi zapełnił namiot we wczesnych godzinach festiwalu swoim tanecznym setem.

Frederic Robinson live

Audioriver 2016 - Płock

A.D. Czekałem na jego występ i warto było! Spora ilość alternatywnych kawałków, które grał Frederic powodowała, że ten live brzmiał jakby był przygotowany na katowickie festiwale, a nie na Audioriver. Jego brzmienie przypominało mi trochę klasyki NinjaTune pokrojuMachinedruma. Świetna sprawa!

Dub Phizix & Strategy

Audioriver 2016 - Płock

Witek Bartula: Reperezentant exitrecords był jednym z moich ważniejszych punktów programu i dostarczył mi dokładnie tego, czego oczekiwałem –  gruba, basowa impreza! Zaczynając od trapów i nowszych brzmień, przeszedł w rytualny i surowy drum&bass. Do tego był także Strategy, który co prawda nie był tak nachalny i męczący jak wielu MC’s, ale miał już nieco mniej energii i momentami jego nawijka była nierówna.

A.D. Tak jak wspominałem we wstępie Audioriver to dla mnie festiwal, kiedy wracam do starych rzeczy – rok temu cofnąłem się w czasie dzięki High Contrastowi i NOISI, a teraz zrobili to Dub Phizix&Strategy. Panowie wbijajali bassem publikę w piach quazi-dubstepowymi i trapowymidropami. Był to niebywały zastrzyk energii na resztę wieczoru. Nie samym technem człowiek żyje!

Four Tet

W.B. Dlaczego Four Tet przyjeżdża do nas na same dj sety? Zadawałem sobie to pytanie i niestety nie znalazłem odpowiedzi, mogę tylko liczyć na to, że w końcu będzie mi dane usłyszeć jego live. Natomiast w jego dj secie, uraczył słuchaczy bardzo energicznymi disco house’ami, które stanowią punkt wyjścia jego własnej muzyki, oraz przeplatał je od czasu do czasu ze swoimi kawałkami. Dodatkowo możecie sobie wyobrazić jego statyczną posturę delikatnie kiwającą się za deckami i ten mega skupiony, rozkoszny, lekko niedorozwinięty wyraz twarzy…

Leftfield live

Audioriver 2016 - Płock

W.B. Ten występ był dla mnie chyba najbardziej wyczekiwany. Legendarny zespół, który obok The Prodigy, ChemicalBrothers czy Underworld stanowił trzon łączenia różnych gatunków i wokali w muzyce elektronicznej. W przeciwieństwie do wyżej wspomnianych, muzyka Leftifield wychodzi z klasycznego, rdzennego dubu, który następnie zaczął w ich twórczości przekształcać i mieszać się z housem. Pod tym właśnie względem są szczególni i mają złoty status. Koncertowo brzmiało to rewelacyjnie. Bas, który stanowi znak rozpoznawczy dubu, był mocny, głośny i doprowadził mnie do konkluzji, że chyba nikt tego dnia nie grał tak głośno jak oni. Oprócz tego okazjonalnie pojawiali się także wokaliści, którzy też robili bardzo dobrą robotę i utrzymywali kontakt z publicznością.

A.D. Kapitalny koncert! Apropo basu – po ich koncercie przez cały festiwal chodziła za mną linia basu z kawałka Space Shanty! Pomimo tego, że jeżdżę na wiele festiwali, nigdy nie znalazłem się w sytuacji, kiedy występy, które chciałem zobaczyć nakładały się na siebie. Jak na ironię organizatorzy Audioriver wstawili w podobne ramy czasowe występy: Leftfield, Gassafelstein i Four Tet. Dzień przed festiwalem zdecydowałem, że priorytetem tego wieczoru będzie jednak występ tej angielskiej formacji, ponieważ moja dusza tkwi w latach ’90 oraz oldschoolowych melodiach, które mocno mnie inspirują do tworzenia. Ich styl można określić, jako połączenie dzikości i melancholii Thievery Corporation z energią Underworld. Niebywale się wyskakałem na ich koncercie, a przecież to dopiero była połowa wieczoru.

Danger live

IMG_1341 — Odzyskano

A.D. Oooo ranyy! Od wielu osób to usłyszałem, sam też tak uważam – Danger swoim występem W PEŁNI ZREKOMPENSOWAŁ BRAK GESSAFELSTEINA… i to nie tylko zasługa tego, że obydwaj artyści są z tego samego ogródka! Wizerunek sceniczny Dangera bardzo mi przypomina Flying Lotusa z ubiegłorocznych koncertów w warszawskim Teatrze Studio – maska ze świecącymi oczami. Moment, gdy Danger zagrał kawałek 22h 39 wydaje się być jednym z najbardziej niezapomnianych momentów tegorocznej edycji festiwalu. Ostatni drop był najlepszy, jaki usłyszałem podczas całego festiwalu – bass i noise rozłożyły mnie i publikę na łopatki… nic dziwnego, że po jego występie trudno się było pozbierać.

Vrilski (Vril&Voiski live)

IMG_1455 — Odzyskano

A.D. Pomimo zmęczenia udało mi się doczołgać na ich liveact. Bardzo ciężki, industrialny, mroczny występ, a ludzie niebywale się bawili. Dużo zajebistych wstawek. Fajnie było usłyszeć tak ambitny liveact z takim pazurem ciężkiej muzyki, który w dodatku był niebywale taneczny – to sztuka, bo często taka mroczna konwencja nie sprzyja tańcowi.

IMG_1466 — Odzyskano

IMG_1471

DZIEŃ 2.

Popołudnie

IMG_1491

A.D. 3 godziny spędziłem pod namiotem w stanie między snem, a jawą – tak to jest kiedy namiot niezbyt zaciemnia, a na zewnątrz samo słońce. Audioriver to nie tylko muzyka – to także filmy jak i samo miasto. Koniecznie chciałem się wyrobić na godzinę 14., ponieważ wtedy w kinie na ulicy Tumskiej emitowano film Raving Iran. Sala kinowa była zapełniona po brzegi. W filmie nie było zbyt dużo muzyki – reżyser skupił się przede wszystkim na emocjach i problemach dwóch irańskich producentów, żyjących w kraju pełnym absurdów. Po zaskoczeniu filmu cała sala biła brawo. Potem postanowiłem pochodzić troszkę po mieście. Płock to miasto pełne kontrastów. Po ponad godzinie zwiedzania i kazulowania postanowiłem ponownie zawitać do kina – tym razem na film, będący autobiografią Steva Lawlera – popularnego angielskiego DJa, którego działalność rozkwitła na przełomie wieków. Fajny gość i świetny dokument! Pozycja obowiązkowa dla każdego DJa i miłośnika elektroniki!

Kamp!

IMG_1560

W.B. Nie widziałem ich już z 2 i pół roku, a w tym czasie zdążyli wydać już drugą płytę, toteż bardzo zależało mi na tym, by być na ich koncercie. I okazał się on tak samo dobry jak trzy poprzednie, na których byłem. Pamiętam, że pierwszy raz widziałem ich w jakimś malutkim klubie w Krakowie, kiedy jeszcze mało kto o nich słyszał. Już wtedy było znakomicie, a z każdym następnym występem utwierdzali mnie w przekonaniu, że mamy w swoim kraju naprawdę świetny zespół, którym musimy chwalić się za granicą. Tego wieczoru grali na scenie głównej, która była nagłośniona tak sobie(mając w pamięci Leftfield z dnia poprzedniego, oczekiwałem więcej), ale i tak zagrali naprawdę porządny koncert, który był doskonałym wstępem do dnia drugiego.

C2C

IMG_157822

W.B. Można by mieć wrażenie, że sztuka turntablismu zaczyna w jakiś sposób wracać, bo jeśli spojrzymy na fakt, że po 16 latach The Avalanches wydali nowy, a co najważniejsze, solidny album może będziemy mieć do czynienia z kolejnym renesansem w muzyce. Wspomniany zespół niestety nie przyjedzie do Krakowa, ale mieliśmy okazję zobaczyć inny skład reprezentujący turntablizm. C2C to goście, którzy technikę skreczu, samplingu i kręcenia płyt, podnoszą do rangi sztuki. Tak też zrobili na Audioriver. Na żywo ich pokaz umiejętności technicznych, producenckich i kompozycyjnych robi ogromne wrażenie i udowadnia, że ta technika nie jest ani wieśniacka, ani prehistoryczna i trafia w podstawy muzyki rozrywkowej. Bardzo cieszę się, że Audioriver nie zamyka się tylko na Drum’n’bass i Techno, a stara się eksplorować inne terytoria muzyki elektronicznej.

A.D. WOW WOW WOW!!! Ja do dziś się jaram ich występem, bo niezbyt często zdarza się, żeby zrobić taką niespodziankę i rewelacyjne show na festiwalu, gdzie nie ma zbyt wielkiego dysonansu gatunkowego. Co się działo: screatchowanie w rytm przesuwających się obrazów, bitwy DJskie, coverowanie BeastieBoys–Intergallactic… C2C rozpętali totalną balangę! Chyba nie muszę dodawać, że żaden zespół, ani artysta nie mieli takiej interakcji z publicznością, co oni.

Shackleton

W.B. Shackleton jest kolejnym przykładem poszerzania granic targetowych Audioriver. No bo kto by pomyślał, że tego typu producent, tworzący ciężko przyswajalne brzmienia, kojarzony bardziej ze sceną undergroundową, znajdzie się w lineupie obok Richiego Hawtina. Na ten występ szczególnie się wybierałem, bo mając w pamięci to, co wraz z Nisenmondai zrobił podczas Unsoundu, oczekiwałem nieustającego techno dymu, albo transowych połamańców, Tak czy siak liczyłem, że będzie potańczone. Jednak Shackleton mnie rozczarował. Sam fakt małej ilości tanecznych momentów nie jest jeszcze czymś złym, one same w sobie były niesamowite, dubowe i przestrzenne, wielka szkoda, że trwały krótko. Wraz z dwu osobowym zespołem wolał zanudzać publiczność swoimi wariacjami na syntezatorze, które prowadziły w zasadzie do niczego i to już było słabe.

DJ Shadow

IMG_1692

W.B. Nie ukrywajmy, Shadow był tutaj najważniejszym wykonawcą i największą gwiazdą zaraz po Crystal Castles.  Ogromne są wymagania wobec takiego artysty, który swoją debiutancką płytą w ogromnym stopniu przyczynił się do rozwoju muzyki, nie tylko hip-hopowej czy elektronicznej, ale muzyki w ogóle. Pytanie, jak wpływa to na faktyczny odbiór i jak przeszkadza/pomaga w ocenianiu samej muzyki? Dużo ludzi (w tym i ja), miało do Shadowa zarzuty, że nie idzie swoją dawną drogą i odpuszcza swoje stare brzmienie na rzecz nowoczesności. Taki krok zawsze będzie pewnym ryzykiem, a Shadow już nie raz się o tym przekonał.

Nowa płyta faktycznie jest średnia, a najjaśniejszym jej punktem jest klasycznie brzmiący kawałek z Run The Jewels. Obawy wobec koncertu były więc duże, a opinie o nim są różne. Z perspektywy mojej osoby, która bije pokłony wobec Endtroducing….., mogę powiedzieć, że nie czuje się zawiedziony ani rozczarowany. Shadow sięgał po swoje stare rozpoznawalne sample i nawet zagrał swój remix kultowego Meiso DJ’aKrush’a. Jednak w większości przypadków patrzył wstecz by przerobić swoje stare produkcje na współczesny język.

I tak więc mieliśmy fantastyczny remix SixDays autorstwa Machinedruma, niewydany jeszcze remix Midnight In A Perfect World autorstwa Hudsona Mohawke i szlagiery w postaci Building Steam With a Gain of Salt i Organ Donor podane w nowej shadowowej wersji. Domyślam się, że był to jego sposób na przybliżenie nam i wpojenie nowych dźwięków i brzmień, które według niego są bardziej futurystyczne. Shadow zawsze właśnie taki był, interesowały go rzeczy nowe i przyszłościowe i nawet, jeśli się pogubił to jego wpływ na muzykę zawsze będzie widoczny.

IMG_1738

A.D. Choć występ Shadowa na plus, tak nie zrobił dużego wrażenia jak chociażby C2C… ale nie wypada narzekać. Tak to już jest, że kiedy zrobiło się coś ultrazajebistego kilka dobrych lat temu, to taki człowiek poza hejterami ma dodatkową przeszkodę – musi się zmagać z cieniem swojej legendy. I trudno o lepszy przykład niż DJa Shadowa, który na Audioriver grał materiał ze swojej nowej płyty i jak sam wspomniał jednym może się spodobać, drugim nie. Patrząc na reakcję publiczności podczas odgrywania szlagierów z Endtroducing…. czy The Private Press, można było odnieść wrażenie, że ludzie zgromadzeni pod sceną pragnęli przede wszystkim usłyszeć te starsze numery.

Crystal Castles

IMG_2070

W.B. Hypowy balon, który rósł przez lata działalności Crystal Castles, pękł. U wielu ludzi ta nazwa wzbudza zniechęcenie i kojarzy się z gimnazjalnymi tłumami z Selectora czy Openera. Jednak w tym wszystkim zapomina się o samej muzyce, która w wypadku tego duetu jest bardzo awangardowa, bo przecież w wielu utworach kojarząca się niemal z noisem. I właśnie to zawsze mnie w nich fascynowało, że grając tak ciężko osiągnęli niesamowity komercyjny sukces. Koncert zrobił na mnie bardzo duże wrażenie i nie sądziłem, że będzie aż tak dobrze. Potężne syntezatory razem z przesterowanym wokalem, schowane były pod warstwą perkusyjną i dawało to wrażenie, jakby grali z wnętrza piwnicy.

Dzięki temu ogólnemu brudowi melodie były niemalże nie rozpoznawalne, ale dawało to taki klimat, że absolutnie nie jest to zarzut. Nowa wokalistka spisuje się bardzo dobrze, nie jest tak hardcore’owa jak Alice i bije z niej większa powaga i oddanie się muzyce, co oczywiście nie oznacza, że brakuje jej energii. Kto wie czy zwolnienie Alice nie było najlepszym pomysłem Ethana, bo coś czuje, że to właśnie teraz CC wejdą na bardzo poważne tory. Odcięciu się od starego wizerunku pomaga setlista, która co prawda zawierała stare utwory, ale widać, że show było ustawione bardziej pod nowy materiał. Reasumując, nie spodziewałem się tak dobrze zagranego koncertu i tego, że ich brzmienie na żywo doszło do takiego poziomu, że możemy tu już mówić o stylu Crystal Castles.

IMG_2054

A.D. Ja mogę dodać, że ich koncert był dla mnie jedynym w swoim rodzaju przeżyciem – tym bardziej, że organizatorzy zaprosili mnie i innych fotografów do robienia zdjęć zespołowi nie spod, ale ze sceny! Robiąc zdjęcia nie do końca ogarniałem, co się dzieje, bo z jednej strony znajdowałem się koło cenionej przeze mnie kapeli, a z drugiej strasznie uderzały we mnie stroboskopy, a z trzeciej niebywałe wrażenie robił na mnie sam krajobraz – morze ludzi pod sceną i na górce…. Kosmos – wtedy całe zmęczenie, które nękało mnie tej nocy zdało się zniknąć. Muzycznie to CC pokazali swoje nowe oblicze – na początku byli znani przede wszystkim z 8bitowych wstawek, z kolejną płytą zaczynało się robić coraz bardziej piosenkowo, natomiast podczas koncertu dało się wyłapać rzeczy, których można było się nie spodziewać – dużo instrumentalnych i electropunkowych numerów. Po ich koncercie próbowałem się jeszcze bawić na pozostałych scenach jednak moje stopy odmawiały już posłuszeństwa.

IMG_1807

PODSUMOWANIE

A.D. Ta edycja pomimo sensacyjnego braku Gessafelsteina zaskoczyła mnie jak najbardziej na plus. W tym roku na Audioriver było więcej różnorodnych występów, niż w roku ubiegłym, co nas bardzo cieszy. Ten fakt jest głównym powodem, dla którego to podsumowanie jest utrzymane w formie opisywania większości występów z osobna. Jeśli Audioriver jest festiwalem, który stara się nadążać z duchem czasu, to po tej edycji mam wrażenie, że gatunek electro przeżywa swój renesans. Podobnie jak pisaliśmy rok temu – nie ma zbyt dużego dysonansu między artystami grającymi w Circus Tent czy Last.fm, toteż o występy poszczególnych z nich (z małymi wyjątkami) dałoby się streścić w jednym zdaniu.

W Circus Tent w godzinach ok. 3-5, podczas występów największych gwiazd sceny techno (Sven Väth czy Richie Hawtin) namiot zamieniał się w kocioł –gigantyczne tłumy, a w środku nich duszno do takiego stopnia, że człowiek nie czuł potu tylko palącą i wysuszoną skórę. Opisana sytuacja może być jednym z dowodów na to, że Audioriver jest niebywale wyczerpującym festiwalem. Zapamiętajcie! Jeśli pojedziecie do Płocka, to weźcie ze sobą ultra wygodne buty, bo ból stóp oznacza koniec imprezy! 😉 Muzycznie festiwal wygrał Leftfield, aczkolwiek porównywalnie z Dangerem. Jeśli chodzi o show, to bezkonkurencyjne było C2C – czapki z głów! Mam nadzieję, że w następnych latach Audioriver zaskoczy nas kolejnymi ciekawymi propozycjami muzycznymi i filmowymi. Płock to sympatyczne i warte odwiedzenia miasto w wakacje.

W.B. To był już mój trzeci raz na Audioriver. W poprzednich latach sporo narzekałem, a to na ludzi, którzy nie zawsze potrafią się zachować, a to na lineup, a to na coś jeszcze. Jak to mówią, do trzech razy sztuka i w tym przypadku zadziałało. Tegoroczna edycja to na pewno najlepsza, w której uczestniczyłem i pokazała, że organizatorzy potrafią uczyć się na błędach i naprawdę starają się by ten festiwal był lepszy. Jednak, jak jest festiwal to wiadomo, że zawsze ktoś będzie narzekać na nagłośnienie, więc ja sobie ponarzekam. I to konkretnie na nagłośnienie na scenie Electronic Beats Stage, bo ta lokalizacja dalej boryka się z basem, który w jednym miejscu robi za dużo, a w drugim za mało. Od tego zależy nastrój podczas koncertu i to jak będziemy odbierać wykonawcę i jego muzykę. Oprócz tego właściwie nie mam na co narzekać i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że z przyjemnością wrócę za rok.

IMG_2158